Bernie Ecclestone był dziś w Dubaju, gdzie podpisał kontrakt z kolejnym sponsorem dla F1. Tym razem padło na linie lotnicze Emirates, które mają zapłacić według nieoficjalnych informacji 200 mln $ w ciągu pięć lat. Będą w Dubaju dziennikarze pytali Berniego o ewentualny wyścig w Dubaju. Boss odpowiedział, że to wykluczone, bo w rejonie są już dwa wyścigi, a kalendarz nie będzie zawierał więcej niż 20 wyścigów w sezonie. To kolejna taka deklaracja w ostatnim czasie. Jeszcze rok temu wiele wskazywało na to, że kalendarz może liczyć 22 eliminacje. Więc 20 wyścigów oznacza, że pożegnamy w najbliższym czasie jakiś GP, a może nawet dwa.
W tegorocznym kalendarzu mamy 19 wyścigów. W kolejce stoją 2 nowe wyscig z podpisanymi już umowami. Soczi, które zadebiutuje w przyszłym roku, oraz New Jersey. Z New Jersey może być problem, bo sprawa organizacji tam wyścigu nad rzeką Hudson z widokiem na Manhattan zupełnie ucichła. Mniej pewne są nowe wyścigi w Tajlandii i Meksyku. Tajlandia planuje wyscig uliczny w Bangkoku przy sztucznym oświetleniu. Meksyk mógłby użyć istniejącego, ale wymagającego modernizacji toru w stolicy kraju – Mexico City. Ewentualne wejście Tajlandii do kalendarza odbędzie się kosztem Malezji. Wyścig na torze pod Kuala Lumpur ucierpiał przez organizację GP w pobliskim Singapurze. A 3 eliminacje na tam niewielkim obszarze to za dużo.
Eliminacje w Europie są w miarę bezpieczne. Monaco i Silverstone po niedawnych nowych umowach są nie do ruszenia. Obecność GP na Monzy, Barcelonie i Węgrzech jest pewna w 99,9%. W Monzie zmienił się ostatnio szef toru, co nie podoba się Berniemu, a Barcelona z powodu kryzysu w Hiszpanii tez nie jest w 100% bezpieczna. Zagrożone są wyścigi na Spa i w Niemczech. Winne są temu trudności finansowe goszczących je torów. Ale Bernie nie zrezygnuje z tych legendarnych GP. Chyba, że problemy okażą się bardzo poważne. W grę wchodzi też naprzemienna organizacja.
Wyścigi w Brazylii, Kanadzie i w USA są bezpieczne. Bernie chce mieć 4, 5 wyścigów w Amerykach. Dzięki temu obecność F1 w mediach byłaby tam znacznie większa i zagospodarowane zostałyby nowe rynki. Poza tym wyścigi w Amerykach oznaczają, że w Europie będą one rozgrywane popołudniem i wieczorem, czyli w najlepszym czasie antenowym dla telewizji. Te dodatkowe wyścigi dla New Jersey i Meksyk. w zeszłym roku na torze w Austin było podobno 60 000 kibiców z Meksyku. Jeśli Perez wygra coś w tym sezonie to Perezomania wybuchnie na dobre. A F1 gościła już w Meksyku, ma tradycje, jest tam dobrze znana. Tor istnieje, wymaga tylko remontu. Wyścig tam byłby skazany na sukces.
W Azji mamy 2 wyścig na Bliskim Wschodzie, które są niezagrożone. Ewentualne wypadnięcie Bahrajnu, oznacza, że na to miejsce od razu wskoczy Katar, albo Dubaj. Wyścigi w Chinach i Japonii są nie do ruszenia z wielu względów. Nowy kontrakt spowodował, że obecność Singapuru również jest długoterminowa. Indie są nowym torem, ale F1 na pewno nie porzuci tamtego rynku. Frekwencja na drugim wyścigu nieco spadła, ale długoterminowo musi być tylko lepiej. Zagrożona jest Korea Południowa. Wyścig tam to dla mnie największe nieporozumienie. Lokalizacja toru jest bezsensowna. Powinien być bardziej na północy, bliżej Seulu. A tak to organizatorzy ponoszą spore straty. Korea jest pierwsza w kolejce do wypadnięcia z kalendarza. Chodź może zostać uratowana przez, którąś z wielkich miejscowych firm, jak Samsung, albo Hyundai.
Pozostaje Australia, która według mnie zostanie w F1 na wiele lat. Ale nie obędzie się bez protestów mieszkańców i rządzących z powodu wielkości opłaty licencyjnej, o czym niedawno pisałem.
Podsumowując, wydaje mi się, że ewentualne dołączenie nowych wyścigów do kalendarza odbędzie się kosztem GP Malezji, Korei Południowej albo w ostateczności jednego wyścigu w Europie.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: