Co roku w Formule 1 musimy mieć jakąś aferę. W tym roku pora na aferę testową. W skrócie Mercedes na zaproszenie Pirelli wziął udział w trzydniowych testach na torze w Barcelonie. Kierowcy wyścigowi przejechali 1000 km. Pirelli twierdzi, że zespół nie dostał od nich żadnych danych i nie wiedział z jakich korzysta opon. Wszystko odbyło się w sekrecie. Mimo wielu wywiadów żadna ze stron nic o tym nie powiedziała. Testy w trakcie sezonu są nielegalne, ale Pirelli twierdzi, że im wolno. Wszystko przez niejasny regulamin. Pirelli może poprosić zespół w specjalnych okolicznościach o testy opon w reprezentatywnym samochodzie. Nigdzie nie jest napisane, że to nie może być tegoroczny. Ale wszyscy zawsze do takich testów korzystają z dwuletnich maszyn. Zespoły uzgodniły miedzy sobą rok temu, że nie może to być aktualny samochód. Ale te ustalenia to nie regulamin techniczny. Pirelli będzie powtarzać, że potrzebowali tegorocznego bolidu, który jest znacznie szybszy od ich dwuletniego Renault, żeby sprawdzić dlaczego ich opony podlegają delaminacji. Mercedes dostał zgodę na test od FIA
Ludzie Mercedesa twierdzą, że dostali zgodę na te testy od Charliego Whitinga. Wierzę im w to w 100%. Bo nikt o zdrowych zmysłach nie brałby udziału w testach, która są zabronione w trakcie sezonu. Musieli dostać choćby ustną zgodę od Whitinga. Ale obecna FIA to chaos. Regulamin techniczny i sportowy pozwala na różne interpretacje. To zasługa Max’a Mosley’a, który lubił spory i konflikty. Czuł się w nich, jak ryba w wodzie. Jean Todt – nowy szef FIA odkąd rządzi, to nic nie zmienił. Regulamin jest niejasny i FIA się w nim gubi. Przykład? Wystarczy sobie przypomnieć, początek ubiegłego roku. Lotus wymyślił bardzo ciekawy pasywny system regulacji zawieszenia. Zwrócili się do FIA i dostali odpowiedź, że to legalny system i mogą go używać. Miesiąc później FIA zmieniło zdanie i go zakazano. Jeżeli nie ma żadnego dokumentu na piśmie, to jestem pewny, że w razie procesu FIA i Whiting wszystkiego się wyprą.
Pirelli się wycofuje z radykalnych zmian
A całe to zamieszanie przez to, że Pirelli chce wprowadzić zmodyfikowane opony. Regulamin tego zabrania – nie można zmienić reguł w trakcie sezonu. I te planowane zmiany z każdą kolejną wypowiedzią są coraz mniejsze. Już nie mówi się o twardszych mieszankach i innej konstrukcji opon. Obecnie Pirelli chce zmienić metalowe obejmy w oponach na kevlarowe – takie jak w ubiegłym sezonie. Ale tylko dla tylnych opon. Wszystko z powodu ich częstej delaminacji. Co jeszcze śmieszniejsze w Kanadzie te opony dostanie każdy zespół do testów w piątek. Wszystko dlatego, żeby pokazać, że nikogo nie faworyzują i dają każdemu zespołowi możliwość testów. Dopiero od Silverstone będą się na nich ścigać. Ale żeby tak było każdy zespół musi wyrazić zgodę na te zmiany. A kilka zespołów na pewno na to się nie zgodzi. Więc ta cała sytuacja może okazać się zwykłą farsą.
Czy faktycznie grożą jakieś konsekwencje Mercedesowi lub Pirelli?
Z Pirelli sprawa jest prosta. Ich wizerunek ostatnimi czasy był wystawiany na ciężką próbę. Liczba narzekań na opony przekroczyła wszelkie granice. Pirelli co roku robiło coraz mniej wytrzymałe opony, aby utrzymać liczbę 2, 3 pit-stopów na wyścig. W tym sezonie trochę przesadzili, więc próbują trochę się cofnąć. Ale z drugiej strony, co było widać w Monaco, gdzie sytuacja z liczbą pit-stopów była identyczna jak w ubiegłym roku, zespoły powoli się przystosowują. Pirelli ma kontrakt do końca tego sezonu i obecnie negocjuje nowy. To dlatego tak dużo słyszeliśmy w trakcie wyścigów przez team-radio narzekań na opony. Bernie kazał wybierać takie wypowiedzi. Pirelli podobno chce od każdego zespołu 1,2 mln euro rocznie. Pirelli ma dzięki F1 ogromne korzyści marketingowe, ich reklamy są wszędzie, na każdym bolidzie, wciąż się o nich mówi. Wcale się nie zdziwię, jak Bernie stara się wywalczyć darmowe opony. Poza tym nie jest tajemnicą, że inne firmy mogą być zainteresowane wejściem/powrotem do F1. Chodzi tu o Michelina, za którym stoi podobno sam Jean Todt. Koreańczycy z Hankooka, przegrali w poprzednim przetargu z Pirelli. Weszli z powodzeniem do DTM – więc też mogą być zainteresowani.
Więc jeżeli ta afera znajdzie swój finał w międzynarodowym trybunale, to trudno mi sobie wyobrazić Pirelli w Formule 1 po 2013 roku. To będzie klucz do wyjaśnienia tej sprawy. Jeżeli Pirelli podpisze nowy kontrakt do sprawa ucichnie (podobno trwają obecnie negocjacje). Ale jeśli nie, to wtedy może dojść do zebrania międzynarodowego komitetu.
A Mercedes, gdyby doszło do rozprawy może zostać surowo ukarany. Złamano regulamin sportowy, dotyczący zakazu testów w trakcie sezonu. McLaren również złamał regulamin sportowy w 2007 roku i dostał 100 mln $ kary. Ale coś takiego już się nie powtórzy. Tamta kara była absurdalnie surowa, przez zatargi Max’a Mosley’a z Ronem Dennisem. Ewentualna kara jakiej bym się spodziewał to odjęcie części punktów w klasyfikacji konstruktorów. Co oznaczałoby pewnie niższą pozycję na koniec sezonu – mniej pieniędzy od FOM. Jakakolwiek kara dla zespołu byłaby fatalna w skutkach. Mercedes to producent samochodów, dbający o wizerunek. Kara byłaby dla nich ciosem i koncern mógłby podjąć decyzję o wycofaniu się z F1. A absolutnie pewne byłoby zwolnienie szefa zespołu – Rossa Brawna.
Co ja o tym sądzę?
Według mnie sprawa będzie stopniowo wyciszana, aż o niej wszyscy zapomną. Albo pojawi się jakaś nowa kontrowersja. Wiele zależy od formy Mercedesa. Jeśli znowu będą mieć problemy z oponami w Kanadzie, to upadną argumenty konkurentów, że odnieśli korzyści dzięki tym testom. Gorzej jak znowu wygrają. Ale na ewentualnym procesie stracą wszyscy: F1, FIA, Mercedes i Pirelli. To nie jest prosta sprawa, jak z crash-gate.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: