Valtteri Bottas po raz drugi w karierze wygrał wyścig Formuły 1. GP Austrii 2017 nie dostarczyło wielu emocji poza początkiem i końcem zawodów, jednak końcowe rezultaty powodują, że rywalizacja w czołówce robi się coraz ciekawsza.
Valtteri Bottas popisał się znakomitym startem i niemal niezagrożony utrzymał prowadzenie do mety. Dopiero w samej końcówce Sebastian Vettel zaczął go naciskać, bo było wyraźnie widać, że Fin ma problemy z jazdą na super miękkich oponach. Osobny temat to sam start Bottasa, który był nadzwyczaj idealny. Jego reakcja startowa to 0,201 sekundy, a FIA uważa że nie da się wystartować z reakcją poniżej 0,2 sekundy. To sugeruje, że Bottas ruszył praktycznie nie patrząc na światła i miał wielkie szczęście, że wstrzelił się idealnie w moment ich zgaśnięcia. Na powtórkach widać niewielki ruch opon w jego samochodzie przed właściwym ruszeniem z miejsca. Sędziowie nie uznali tego za falstart, a cała ta decyzja została podjęta na podstawie pomiarów (ten sam sposób od 20 lat). Nie znam szczegółów tego, jak dokładnie jest to mierzone, ale podobno czujniki mają pewną tolerancję i ruch Bottasa się w niej zmieścił. Bottas tym samym wykonał start idealny, którego w normalnych warunkach nie da się powtórzyć.
PROVISIONAL CLASSIFICATION (LAP 71/71): BOT dominates race to clinch second win of #F1 career 👏 #AustrianGP 🇦🇹 #F1 pic.twitter.com/Y2WMejx5Fa
— Formula 1 (@F1) 9 lipca 2017
Sebastian Vettel pojechał dobry wyścig, ale nie pokazał w nim nic nadzwyczajnego, bo i nie musiał nic takiego robić. Obronił na starcie drugie miejsce, a potem jechał cały czas blisko za Bottasem. W samej końcówce zbliżył się na mniej niż sekundę do Fina, ale zabrakło już mu czasu na podjęcie próby ataku. Dogonienie, a wyprzedzenie to dwie różne sprawy, dlatego ewentualny atak na Bottasa byłby bardzo trudny do przeprowadzenia. Fakty są takie, że różnica w tempie między Mercedesem i Ferrari była w ten weekend naprawdę niewielka, co dobrze wróży na przyszłość.
Dla mnie gwiazdą wyścigu był Daniel Ricciardo. Po raz piąty z rzędu zameldował się na podium, mimo że forma w kwalifikacjach na to nie wskazywała. Tempo wyścigowe Ricciardo było niemal na tym samym poziomie co zawodników Mercedesa i Ferrari. To bardzo dobra oznaka, bo rywale nie oszczędzali się w tym wyścigu. Red Bull ma świetny samochód w wyścigach, ale gdy rywale włączą tryb kwalifikacyjny silnika w sobotę, to byki nie mają szans. Największe pochwały ode mnie dla Ricciardo są za obronę przed Hamiltonem w samej końcówce. Hamilton zrobił wszystko podręcznikowo, ale Ricciardo opóźnił hamowanie i nie dał się objechać.
Hamilton po starcie z ósmego pola dojechał na czwartej pozycji, co nie może być dla niego powodem do zadowolenia. Inna strategia nie zadziałała, bo cała stawka jechała tylko na jeden pit-stop, więc Hamilton nic na tym polu nie zyskał. Jego strata na mecie była niewielka (mimo konieczności wyprzedzania rywali), więc miał tempo na zwycięstwo w ten weekend, ale przez karę za wymianę skrzyni biegów nie miał na to szans.
W zapowiedzi wyścigu pisałem o tym, że w Ferrari i w Mercedesie jest już gra na jednego kierowcę. Mieliśmy idealny przykład tej sytuacji w wyścigu. Lewis Hamilton zjechał szybko do boksów po nowe opony. W tym momencie Kimi Raikkonen jechał sekundę przed nim i Ferrari powinno od razu ściągnąć Fina na kolejnym okrążeniu, żeby wyjechał przed Brytyjczykiem. Wcześniej Hamilton jechał bardzo blisko Raikkonena, ale nie był w stanie go wyprzedzić przez kilka okrążeń. Ferrari taką strategią oddało Hamiltonowi czwarte miejsce bez walki. Zrobili to tylko po to, aby Valtteri Bottas po swoim pit-stopie wyjechał za Raikkonenem i stracił przez to czas. Plan powiódł się częściowo. Bottas wyjechał za Raikkonenem, ale różnica w oponach była tak duża, że od razu go wyprzedził i Raikkonen natychmiast zjechał do boksów już z bardzo dużą stratą do Hamiltona (blisko 10 sekund). Nie był w stanie później powalczyć ponownie o czwarte miejsce.
Wiele szczęścia na starcie mieli kierowcy Williamsa, którzy ominęli zamieszania, po czym znaleźli się pod koniec czołowej dziesiątki. Udało im się do końca utrzymać te pozycje, mimo fatalnych wyników w sobotę. Na dwóch pozycjach wyżej znaleźli się zawodnicy zespołu Force India, których na ekranie widzieliśmy tylko na samym początku, gdy walczył z nimi Lewis Hamilton, oraz pod koniec gdy byli dublowani przez liderów. Najlepszy w drugiej lidze, był Romain Grosjean, który musi być bardzo zadowolony z szóstej pozycji. On też nie był naciskany przez rywali i mógł skoncentrować się na swoim wyścigu.
Na starcie Daniił Kwiat zdecydowanie przesadził i zbyt późno zahamował przez co uderzył w bolid Fernando Alonso. Samochód Hiszpana dodatkowo uderzył w Maxa Verstappena. Skutkiem tego Verstappen i Alonso wycofali się z wyścigu, po sytuacji w której mogli nawet nie widzieć początkowego uderzenia Kwiata. Verstappen kolejny raz bardzo szybko pożegnał się z wyscigiem nie ze swojej winy. Patrząc na tempo Ricciardo, to miał szansę rywalizować w ścisłej czołówce. kwiat dojechał do mety i został ukarany za swoje przewinienie przejazdem przez boksy i dwoma punktami karnymi.
Warto zwrócić uwagę na klasyfikację generalną kierowców po tym wyścigu. Vettel zwiększył przewagę nad Hamiltonem, a Bottas zbliżył się do Brytyjczyka (szczegóły). Max Verstappen przez serię nieukończonych wyścigów został wyprzedzony przez Sergio Pereza i ma dwa razy mniej punktów niż Ricciardo.
Ogółem GP Austrii poza startem i samą końcówka nie dostarczyło wielu emocji. Walki na torze nie było dużo, mimo niewielkich różnic w stawce. Tor teoretycznie jest dobry do wyprzedzania, ale gdy wszyscy jadą z podobną strategią i bez błędów, to brakuje okazji do wyprzedzania. Wyniki wyścigu są dobre w kontekście walki o tytuł mistrzowski kierowców, której kontynuacja już za tydzień w GP Wielkiej Brytanii.
P.S. Oczekiwany deszcz pojawił się na torze nieco ponad godzinę po tym jak dojechali do mety, ale nie intensywny.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: