Najbliższe lata mogą upłynąć w Formule 1 na coraz ściślejszym tworzeniu się sojuszy wśród zespołów, co przypominać będzie powstawanie nieoficjalnych zespołów B. Co będzie miało bardzo istotne znaczenie w przyszłości.
Od wielu lat Toro Rosso jest zespołem B Red Bulla. To oficjalne partnerstwo, jeden właściciel ale dwie osobne fabryki i zespoły. Regulamin F1 zakłada, że każdy zespół musi samodzielne (lub poprzez zlecenie tego firmie trzeciej) wyprodukować części do bolidu F1. Reszta elementów może być kupowana od innych uczestniczących w mistrzostwach zespołów. Dlatego w Formule 1 nie ma obecnie klasycznych zespołów B, które kupowałyby gotowe bolidy. Były takie plany kilka lat temu, ale upadły. Lista części które każdy musi sam stworzyć lub mieć do nich pełnię praw własności intelektualnej to: przednie i tylne skrzydło, podłoga, dyfuzor, monokok, struktury bezpieczeństwa oraz nadwozie.
Nowy zespół Haas F1 Team bardzo ściśle współpracuje z Ferrari. Kupują od nich wszelkie dozwolone przez regulamin części, a aerodynamikę testują w tunelu aerodynamicznym w Maranello. Ferrari korzysta na tej współpracy. Nie dość, że to dla nich dodatkowy zarobek, to jeszcze mogą na tym jeszcze zyskać poprzez lepsze zrozumienie swoich rozwiązań używanych przez cztery, a nie dwa bolidy. O nadużyciach i korzystaniu z danych uzyskanych w tunelu aerodynamicznym Haasa, nie ma oficjalnie mowy, bo jest to ściśle kontrolowane. Ale czy da się dokładnie kontrolować rozmowy inżynierów? Haas ma wielu pracowników rekrutowanych w Ferrari, którzy nawet nie musieli zmieniać miejsca pracy. Więc nie można niczego wykluczyć.
Sergio Marchionne z Ferrari otwarcie mówi w ostatnich dniach o możliwym powrocie zespołu Alfa Romeo do Formuły 1. To marka, której właścicielem jest FIAT. Najłatwiej byłoby wprowadzić tę markę poprzez zmianę nazwy silników Ferrari na Alfa Romeo. Być może spotka to zespół Haas F1 Team w przyszłości. A być może ich partnerstwo będzie jeszcze szersze?
Mercedes widzi, że Ferrari korzysta na takiej współpracy i sam chce to skopiować. Jeśli Aston Martin z którym Mercedes jest związany, stanie się tytularnym sponsorem zespołu Force India, to na ten zespół będzie stawiał Mercedes. Jeśli nie, to w zapasie mają Manora, któremu od 2016 roku będą sprzedawać silniki. Poszerzenie tej współpracy opłaci się obu stronom.
McLaren z uwagi na inne problemy został nieco z tyłu w tej kwestii. Ron Dennis musi wcześniej sfinalizować przejecie większościowego pakietu firmy. Według coraz częściej pojawiających się plotek uda mu się w tym celu pozyskać inwestorów z Chin. Zespołem na celowniku McLarena będzie Sauber. Gdyby Honda zaproponowała im swoje silniki w atrakcyjnej cenie, a do tego McLaren partnerstwo technologiczne, to Peter Sauber na pewno byłby taką umową zainteresowany.
FIA powinno w przyszłym roku ponownie ogłosić konkurs na dwa nowe zespoły dla Formuły 1. Nie jest wykluczone, że tym razem jeden z obecnych już w F1 zespołów będzie pomagał nowemu graczowi chcącemu wystawić własną stajnię. W podobny sposób do F1 wszedł Gene Haas ze swoim zespołem. Bariera wejścia do F1 od zera jest ogromna i bez wielkich pieniędzy i zaplecza taki plan jest skazany na porażkę.
Jak nie wiadomo o co chodzi…
Wszystkie zespoły startują w Formule 1 na mocy umów komercyjnych podpisanych z FOM i Bernie’m Ecclestone do końca 2020 roku. Renault przejmując Lotusa prawdopodobnie podpisało podobną umowę, wiążącą ich z F1 do 2024 roku. Zerwanie takiego porozumienia wiąże się z ogromnymi karami. To powstrzymało Red Bulla przed wycofaniem się z F1, gdyż groziła im kara 100 mln dolarów, że każdy sezon do 2020 roku. Ale oprócz kar są też wielkie korzyści. Czołowe zespoły wywalczyły sobie przywileje w postaci dodatkowych corocznych bonusów oraz duży wpływ na proces decyzyjny w F1. Już wkrótce czekają nas negocjacje nowych porozumień. Nie wiadomo z kim przyjdzie je uzgadniać, czy CVC wciąż będzie głównym akcjonariuszem F1 i czy Bernie Ecclestone wciąż będzie rządził (w 2020 roku będzie miał 90 lat). W idealnej sytuacji powinien nastąpić sprawiedliwy podział pieniędzy i odebranie zespołom władzy nad regulaminem. Ale czołowe zespoły nie ustąpią i będą chcieć jeszcze więcej przywilejów.
Bernie Ecclestone ostatnio dużo mówi o tym, że F1 jest teraz zdominowana przez producentów silników. Bernie stara się to zmienić. Czy to poprzez plan wejścia niezależnego producenta silników, zmianę regulaminu czy ostatnio współpracę z Jeanem Todtem. Bernie wie, że jeśli Mercedes i Ferrari utrzymają tak dominujące pozycje, to gdy przyjdzie czas negocjacji nowych umów, to nie będzie on w uprzywilejowanej sytuacji. Renault wywalczyło sobie ostatnio duże bonusy za swoją umowę. Udało im się to zrobić, bo gdyby Bernie nie ustąpił, to bardzo prawdopodobne że Lotus by zbankrutował. Więc Ecclestone nie miał wyboru, bo nie mógł pozwolić sobie na utratę kolejnego zespołu. A cała transakcja była uzgadniana w ostatniej chwili.
Uznane zespoły jak zwykle będą grozić odejściem i tym samym starać się wymusić większe przywileje. A jeśli do tego zawarte zostaną wspomniane przeze mnie wcześniej współprace dotyczące kilku zespołów, to kilku graczy uzyska o wiele większe możliwości nacisku. W końcu od Mercedesa uzależnione są teraz cztery zespoły, podobnie jak od Ferrari. A gdy jeszcze w grę wejdą ścisłe partnerstwa technologiczne i finansowe, to niespełnienie warunków stawianych przez takich graczy będzie groziło stratą 1/3 stawki. A takiego ryzyka każdy szef będzie bał się podjąć. Ciekawe, czy Ecclestone’owi uda się ograniczyć władzę czołowej czwórki w F1. Na pewno będzie się starał to zrobić. Nie takie spory wygrywał w historii F1. Ale czy ponowni mu się to uda?
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: