Niemcy – duży kraj, 80 milionów mieszkańców, ojczyzna wielu koncernów samochodowych. Mają kilka torów wyścigowych. F1 obecna jest od lat. Jej popularność osiągnęła szczyt w czasie ery Schumachera w Ferrari. Teraz mają Sebastiana Vettela, który nie schodzi z podium. Mają Nico Rosberga, który również jeździ w czołówce i wygrywa. Są jeszcze Sutil i Hulkenberg. Mają niemiecki zespół – Mercedes. Teoretycznie popularność F1 powinna być na bardzo wysokim poziomie. Ale tylko teoretycznie.
Jak wspominałem kilka dni temu na wyścigu F1 na torze Nurburgring było w tym roku 65 000 kibiców. Tydzień później w Niemczech odbyły się dwie imprezy motor-sportu. Na torze Sachsenring odbyły się wyścigi Motocyklowych mistrzostw świata Moto GP. W niedzielę na torze (jak podali na grafice w czasie transmisji w telewizji) było 85 000 kibiców. A w Moto GP jeździ jeden Niemiec – Stefan Bradl, który sukcesów nie odnosi. Nie był nigdy na podium. W tym samym czasie odbył się wyścig DTM na torze Norisring i tam było 126 000 kibiców (Źródło). To najpopularniejszy wyścig DTM w sezonie. Więc w tym przypadku liczba kibiców nie jest zaskoczeniem. Ale niepokojące jest to, że na F1 przychodzi mniej kibiców. Ceny biletów odgrywają tu bardzo dużą rolę.
Niemiecka stacja telewizyjna, RTL płaci rocznie 50 mln euro za prawa do transmisji Formuły 1. RTL sprzedaje sublicencję stacji Sport1 na piątkowe treningi i skróty wyścigu. Do tego F1 w Niemczech według oddzielnej umowy pokazuje kodowana telewizja Sky, tutaj nie udało mi się znaleźć dokładnej kwoty, ale to kolejne kilkanaście milionów. Potężne pieniądze płyną z niemieckich telewizji. Wydaje mi się, że największe na świecie. Ciągle się wspomina o Wielkiej Brytanii, ale BBC i Sky płacą wyraźnie mniej niż niemieckie telewizje. Rekord oglądalności F1 na RTL miał miejsce w 1997 roku. Finałowy wyścig sezonu na Jerez oglądało 15,41 milionów widzów (źródło). Sam wyścig zapisał się w pamięci celowym uderzeniem Schumachera w Jaquesa Villeneuva. Tegoroczny wyścig o GP Niemiec w RTL oglądało 5,36 miliona osób (źródło). Co jest najlepszym wynikiem od 3 lat. Do tego 0,38 miliona w kodowanym niemieckim Sky. Dla porównania GP Bahrajnu 2010 – pierwszy wyścig po powrocie Schumachera miał 10,5 miliona widzów. Te wyniki wciąż są doskonałe. RTL jest zadowolone, udziały w rynku sięgają 40%. Ale to wciąż dużo mniej niż w czasach dominacji Schumachera. A przecież Vettel osiąga podobne sukcesy. A wyścigi są teraz ciekawsze. Dla Niemców to po prostu nic nowego. Są przyzwyczajeni do sukcesów w F1. Wyobraźmy sobie co by było u nas, gdyby Kubica seryjnie wygrywał wyścigi. Ale i tak obecne wyniki w Niemczech są lepsze niż w latach, gdy nie było ani Schumachera, ani Vettela.
Ta sytuacja przypomina mi trochę skoki narciarskie w Polsce. Adam Małysz wygrywał, to była znakomita oglądalność w telewizji, a ludzie nie mieścili się na skoczni w Zakopanem. Teraz jest Stoch i kilku innych zawodników. Kadra jest bardziej wyrównana. A oglądalność w telewizji sporo niższa, niż za czasów Małysza. W Niemczech jest podobnie. Szał związany z Michaelem Schumacherem i jego sukcesami. To było coś nowego, świeżego. A teraz mimo, że sukcesy są porównywalne, to nie robi już takiego wrażenia.
Ktoś mieszka w Niemczech, zna się na kulturze tego kraju, był na wyścigu F1 w tym kraju? Niech podzieli się swoim zdaniem. Może rozjaśni nam sytuację F1 w Niemczech.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: