Wyścig o GP Francji powrócił na tor Paul Ricard po 28 latach przerwy. Był to powrót tylko częściowo udany. Liczba sprzedanych biletów była dla organizatorów sukcesem, ale problemy z dojazdem mogą odbić się na przyszłorocznym Grand Prix.
Organizatorzy GP Francji na torze Paul Ricard podeszli bardzo konserwatywnie do pierwszego wyścigu po 28. latach przerwy, bo przygotowano w sumie tylko 65 000 miejsc dla kibiców. Tor Paul Ricard w ostatnich kilkunastu latach był obiektem testowym z bardzo małymi trybunami na 10 000 osób. Dlatego przed powrotem GP Francji postawiono na nim zupełnie nowe trybuny. Nie wiem jak to dokładnie będzie organizowane, bo mówiono o trybunach tymczasowych, natomiast nie spodziewam się, że będą one składane po wyścigu, bo w niczym tam nie przeszkadzają. 65 000 miejsc, to bardzo mało jak na europejskie warunki, gdzie pojemność torów (z wyjątkiem Monaco), to przynajmniej 100 000. Z drugiej strony podoba mi się to podejście, bo kontrastuje ono z kilkoma torami na świecie, gdzie wybudowano wielkie trybuny, które zawsze świecą pustkami.
Na wyścig sprzedano wszystkie bilety. Organizatorzy poinformowali dziennikarzy na torze, że niedzielna frekwencja wyniosła 65 000, a weekendowa 150 000. Natomiast na oficjalnej stronie internetowej GP Francji pada liczba 160 000 osób przez cały weekend. Prawdopodobnie te 10 000 różnicy to kwestia czwartku, który nie zawsze jest zaliczany do weekendu. Te dane są jednak sztuczne i nie podają prawdziwego obrazu sytuacji. Kto oglądał F1 w telewizji w miniony weekend to widział, że trybuny w piątek były puste, w sobotę również było sporo wolnych miejsc. Dodatkowo wielu kibiców pisało w Internecie, że nie pojawią się na torze w niedzielę. Dlatego możemy założyć, że organizatorzy podając frekwencję policzyli sprzedane bilety, a nie osoby które pojawiły się z nimi na trybunach. Problemem był tutaj dojazd.
Problemy z dojazdem
Kibice, jak również członkowie zespołów i dziennikarze mieli ogromne problemy z dojazdem na tor. Wszyscy spodziewali się, że tak będzie, bo układ dróg w okolicy jest jaki jest, a podobne problemy były podczas ostatniego wyścigu F1 w 1990 roku. Starano się temu jakoś zaradzić w kolejnych dniach, ale dalej było bardzo źle. Ludzie tracili po kilka godzin w korkach i nie dojeżdżali na poszczególne sesje F1, stąd pustki na trybunach w piątek. W kolejne dni część z nich w ogóle zrezygnowała z dojazdu. Ta sytuacja zraziła wielu kibiców i jestem pewny, że odbije się na przyszłorocznej frekwencji. Kto miał problemy z dojazdem raczej sobie odpuści przyszłoroczny wyścig, obawiając się powtórki. Na ten tor można dotrzeć albo zakorkowanymi drogami, albo prywatnym samolotem na lotnisko, które znajduje się „za płotem” toru. Na tym lotnisku lądują tylko prywatne odrzutowce, więc kibice dojeżdżają samochodami. Organizatorzy muszą porozumieć się z policją i za rok dojazd na tor musi przebiegać bez zakłóceń. Kolejne problemy będą nie do wytłumaczenia. To też odbija się na planach ewentualnego powiększenia trybun. Trudno zdecydować się na ich powiększenie, gdy są takie problemy z przyjęciem kibiców.
Możliwa zmiana konfiguracji
Wyścig F1 na Circuit Paul Ricard był o wiele ciekawszy niż wynikało to z prognoz. Kierowcy podnosili jednak pomysł, aby zlikwidować szykanę na prostej Mistral. Przebieg wyścigu nie spowoduje rezygnacji z tych planów. FIA wykona teraz swoje symulacje i ewentualnie przyzna homologację również układowi toru bez szykany. Trudno powiedzieć czy to polepszyłoby odbiór tego toru przez kierowców i kibiców. Na pewno ciekawszy byłby w takiej sytuacji zakręt Signes, gdzie bolidy F1 osiągałyby prędkość 340 km/h. Są sprzeczne opinie na temat tego, czy polepszyłoby to możliwości wyprzedzania. Moim zdaniem nie. Jest tu jeszcze jeden problem, bo wokół tej szykany jest sporo trybun, które stałyby się po jej likwidacji bezużyteczne. Dlatego moim zdaniem nic się nie zmieni na 2019 rok.
Finansowanie wyścigu
Tor Paul Ricard w tej chwili prawdopodobnie należy do byłej żony Berniego Ecclestone’a Slavici. Bernie kupił go w latach 90-tych, a później został on zmodernizowany i zmieniony w obiekt testowy. Dzięki temu stał się bardzo dobrze zarabiającym obiektem. Tor formalnie należał do funduszu powierniczego rodziny Ecclestone i po rozwodzie przypadł on Slavice. Slavica była na wyścigu, więc można założyć że obiekt nadal należny do niej. Berniego na wyścigu nie było. Jeżeli chodzi o wyścig F1 to za jego powrotem do kalendarza stoi lokalny samorząd, a dokładnie polityk Christian Estrosi (obecny burmistrz Nicei). Tor jest na czas wyścigu wynajmowany. Według informacji z okresu podpisania kontraktu całkowity koszt organizacji Grand Prix ma wynosić 30 mln euro rocznie. Region Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże, miasto Tulon, departament Var oraz francuski automobilklub składają się na wsparcie w wysokości 14 milionów euro rocznie. Pozostałe 16 milionów euro ma pochodzić ze sprzedaży biletów, innych towarów podczas wyścigu oraz od sponsora. Podpisano pięcioletnią umowę do 2022 roku.
Kwestia omówienia frekwencji na torach F1 wraca na blog po przerwie. Tradycyjnie organizatorzy GP Monaco i Kanady nie podali swoich wyników, więc nie było o czym pisać. Dane dla Monaco (pojawią się po sezonie) są zupełnie pozbawione wartości, bo organizatorzy dodają kogo tylko chcą i wychodzi w danych, że na torze było 200 000 osób. Widać po Monaco, że część trybun co roku jest pusta, czyli bilety nie są wyprzedawane, mimo że trybuny są tam bardzo małe. W Kanadzie był za to drugi rok z rzędu duży sukces frekwencyjny, dzięki obecności Lance’a Strolla. Prawdopodobnie gdy po sezonie poznamy oficjalne liczby będą równie imponujące co rok temu, czyli ponad 100 000 ludzi na wyścigu i grubo ponad 300 000 przez weekend. Zainteresowanie biletami na tym torze powróciło do poziomów sprzed lat, gdy jeździł Jacques Villeneuve.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: