GP Indii 2013 Formuły 1 zapowiada się na spory niewypał. Do tej pory sprzedano zaledwie 20 000 biletów (KLIK). A zostało tylko 10 dni do wyścigu. Organizatorzy przygotowali 68 000 biletów. Rok temu sprzedaż też ruszyła w ostatniej chwili. Premierowy wyścig F1 w 2011 roku na torze 2013 obserwowało na torze Buddh International Circuit aż 95 000 kibiców. Ten tłum przykrył złe wrażenie jakie zrobili organizatorzy wykańczając tor do ostatnich godzin (słynne malowanie trawy). W 2012 roku było już dużo słabiej, bo 65 000 kibiców. W tym roku na pewno będzie jeszcze gorzej, może nawet poniżej 40 000. W stawce nie ma już Naraina Karthikeyana co też negatywnie wpływa na frekwencję.
Ten tor to jeden z idealnych przykładów megalomaństwa i chęci pokazania się na świecie za wszelką cenę. Budować w kraju, gdzie sporty motorowe nie są popularne tak gigantyczny i drogi obiekt, to rzadko się udaje. Koszt całego projektu (tor + opłaty licencyjne) to 400 mln $. To się nie miało prawa udać. Za budową toru stoi firma Jaypee Sports International. Tracą na mim od początku. Nie ma fizycznej możliwości zarobienia na wyścigu F1. Ceny biletów ustalili na nikim poziomie. Nawet wyprzedzanie wszystkich biletów nie pozwoliłoby wyjść na zero. Ten tor ma 110 000 miejsc dla kibiców i możliwość rozbudowania do 200 000 miejsc. Mało, który tor w Europie ma taką pojemność trybun. Przynajmniej nie zrobili od razu trybun na 200 000 miejsc, czym trochę oszczędzili. Układ toru jest bardzo fajny – podoba mi się, ale co z tego. Za rok tego wyścigu nie będzie w kalendarzu. Wypadł z powodów finansowych. Kurs rupii spadł tak mocno, że opłata urosła do ogromnych rozmiarów (KLIK). Teoretycznie to tylko roczna przerwa. Ale nie wierzę, że powrócą w 2015 roku, mając taką frekwencję i w perspektywie ogromne pieniądze do zapłacenia za licencję. Soczi, Austria, Meksyk i być może New Jersey godnie zastąpią ten wyścig.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: