Grupa Strategiczna F1 podjęła kilka konstruktywnych ustaleń na temat zmian na dwa kolejne sezony Formuły 1. Więcej na ten temat znajdziecie TUTAJ. Na szczęście pomysł na wprowadzenie bolidów klienckich okazał się tylko plotką. W dalszej części wpisu przeczytanie o tym dlaczego taka zmiana byłaby niekorzystna dla Formuły 1.
Wyróżnikiem F1 na tle innych serii wyścigowych jest to, że w stawce mamy samych konstruktorów. Wprowadzenie samochodów klienckich było korzystne w bardzo krótkiej perspektywie czasu. Ale bardzo szkodliwe w długiej. Kupowanie gotowych bolidów byłoby dużo tańsze. Wydatki i zatrudnienie w małych zespołach wyraźnie by spadły. Więc mniejsze zespoły dzięki tej zmianie powinny wreszcie zacząć zarabiać, a nie tylko przynosić straty swoim właścicielom.
Ale jednocześnie układ sił byłby zabetonowany, bo nigdy duży zespół konstruktorski nie dopuściłby do sytuacji, że jego klient może z nim wygrać na torze. Po drugie cały system premii od FOM opiera się na klasyfikacji konstruktorów. A zespół kupujący gotowe bolidy nie jest konstruktorem. Więc czy dostawałby tyle pieniędzy co teraz? Na pewno nie. Kolejne zmiany w podziale środków spowodowałby kolejne podwyżki dla wybranej grupy faworyzowanych zespołów. Co jeszcze pogłębiłoby różnice pod tym względem w stawce. Wtedy za parę lat okazałoby się, że dużym zespołom opłaca się kupić swoich klientów i utworzyć na ich bazie swoje zespoły juniorskie.
Mniejsze zespoły dostałyby możliwość: albo zostajecie w F1 na obecnych zasadach, albo przechodzicie na model samochodów klienckich. Dla takiego zespołu jak np: Sauber, czy Manor wielkiego wyboru nie ma. Szczególnie jeśli nie pojawią się zmiany mające na celu radykalne obniżenie kosztów, a na to się nie zanosi. Bolidy klienckie to nieporównywalnie tańsza alternatywa, dysponowaliby też dzięki temu bolidem bliższym tempu lidera niż obecnie. Ale z drugiej strony nie mieliby szans na realną walkę z czołówką. O punkty również byłoby niezwykle ciężko, bo dysponując zawsze gorszym sprzętem niż konstruktorzy, byłoby im bardzo ciężko wejść do czołowej dziesiątki w czystej walce na torze.
Co jeśli pojawiłaby się taka sytuacja, jak w obecnym sezonie, że jeden zespół wyraźnie dominuje. Sprzedawałby on swoje bolidy swojemu klientowi. Nawet jeśliby byłyby one w gorszej specyfikacji, to jego klient i tak jeździłby w ścisłej czołówce. Cztery Mercedesy, albo Ferrari na czele? To możliwy scenariusz. Nikomu by się to nie podobało.
Dojdziemy przez taką zmianę do sytuacji, że w F1 będzie wąska grupa konstruktorów: maksymalnie sześć zespołów, nie widzę szans na więcej. Które dzięki temu kontrolowałby układ sił jeszcze bardziej niż teraz. Ich dochody poszłyby do góry, zespoły rozrosłyby się o kolejnych pracowników – koszty byłyby większe. F1 stała by się zawodami dwóch lig.
Kolejnym minusem byłoby ograniczenie zatrudnienia przez mniejsze zespoły. Młodzi, zdolni inżynierowie w mniejszym stopniu byliby zainteresowani wejściem do zabetonowanej F1 z ograniczoną liczbą miejsc pracy. A zamiast tego wybieraliby inne serie wyścigowe, które się rozwijają i dają możliwości wdrażania kreatywnych pomysłów.
Na szczęście powyższe rozważania są nieaktualne, bo nie planowane jest wprowadzenie samochodów klienckich do Formuły 1. Ten temat był dyskutowany podczas posiedzenia grupy strategicznej F1. Ale jak widać po opublikowanych ustaleniach, to nie został zaakceptowany.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: