Bez żadnych zapowiedzi, z przysłowiowego kapelusza pojawił się w Polsacie, w czasie GP Australii 2013 nowy komentator F1. Tym komentatorem jest Grzegorz Jędrzejewski, znany wcześniej z komentowania MotoGP (co chyba dalej będzie robił). Oprócz tej zmiany widać jeszcze jedną w studiu, która bardzo mi się podoba.
Studio wokół pierwszego wyścigu było bardziej fachowe. Nie rozmawiano o podstawach, które trzeba było tłumaczyć nowym widzom. Nawet Włodzimierz Zientarski zaczął skupiać się na bardziej zaawansowanych tematach. Oglądalność spadła już do takiego poziomu, że większość widzów stanowią osoby, które na F1 się już znają. W erze Kubicomanii, gdy liczba widzów sięgała trzech milionów musieli wszystko tłumaczyć i skupiać się tylko na jednym kierowcy. Teraz ci „kibice sukcesu” przenieśli się na inne dyscypliny sportu jak biegi narciarskie, albo tenis. Oby Polsat dalej stosował takie podejście, to będę stałym widzem ich studia, czego do tej pory nie mogłem o sobie powiedzieć. Oczywiście to nie jest poziom BBC, Sky, cz RTL, no ale skąd znaleźć w Polsce byłych kierowców, albo byłych pracowników technicznych F1. Po prostu takich ludzi nie ma.
Grzegorz Jędrzejewski – nowy komentator F1
Grzegorz Jędrzejewski wypadł w swoim debiucie bardzo dobrze. Znacznie bardziej podobał mi się w tej roli niż Maurycy Kochański. Jędrzejewski był w zeszłym sezonie już w studiu Polsatu przy okazji F1 kilka razy, więc nie pojawił się przy F1 znikąd. W czasie GP Australii 2013 był dobrze przygotowany do swojej roli. Mówił wiele świeżych informacji – więcej niż komentatorzy w poprzednim roku. I co najważniejsze były to informacje dotyczące sedna Formuły 1, czyli o zmianie przepisów, nowinkach technicznych itd, a nie to jak ma na imię samochód Vettela, czy inne nic nie znaczące pierdoły. Komentuje bardziej żywiołowo, podnosi tym samym emocje widzom. Widzi co się dzieje na torze. Czyta także na bieżąco Twittera, gdzie śledzi ludzi związanych z F1 i mówi co tam znalazł. Są to bardzo cenne informacje, jak np. przyczyna zatrzymania się Nico Rosberga.
Minusem były drobne błędy np. mówienie Mark, a nie Martin Whitmarsh. Za to gigantycznych plus za to, że potrafi się przyznać do własnego błędu i przeprosić. Coś co mało, który komentator robi. Jak jeszcze będzie zauważał w pełni to co się dzieje na torze, to będę w pełni zadowolony. I nie będzie bał się poprawić Andrzeja. A jak jeszcze przeszkodzi mu, gdy będzie mówił setny raz o jakiejś dziewczynie/żonie kierowcy to już będzie fantastycznie.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: