Lewis Hamilton po raz drugi wygrał wyścig o GP Włoch na torze Monza. Wyprzedził swojego partnera z zespołu i głównego rywala w walce o tytuł, który w wyniku swojego błędu i przestrzelenia szykany spowodował, że nie doszło między nimi do pojedynku na torze. Pozostali zawodnicy nie byli w stanie dotrzymać kroku bolidom Mercedesa, które jechały we własnej lidze. Jedynie Williams był w stanie trochę utrudnić im życie na początku wyścigu. GP Włoch 2014 przebiegło bardzo spokojnie bez wydarzeń, które zapamiętamy na długo.
Hamilton wygrał wyścig mimo tradycyjnych kłopotów z bolidem. Awaria systemu startowego spowodowała, że spadł na starcie na czwarte miejsce i musiał wyprzedzić Kevina Magnussena i Felipe Massę, by ruszyć w pogoń za Rosbergiem. Rosberg podczas wyścigu tylko przez niewielki okres czasu był w stanie jechać tempem porównywalnym do Hamiltona. Więc nawet bez dwukrotnego przestrzelenia pierwszej szykany uległby Brytyjczykowi podczas walki na torze. A ta z uwagi na charakterystykę tego toru mogła trać kilka okrążeń. Więc wszyscy kibice na tym stracili. Różnica między nimi na mecie była niewielka, ale to skutek tego, że Hamilton nie forsował tempa. Wiele mówi fakt, że to on osiągnął najszybsze okrążenie wyścigu i to już na 29 z 53 okrążeń, kiedy inni kręcili swoje najszybsze czasy z pustym bakiem na ostatnich okrążeniach.
Pisałem niedawno o tym, że spięcia na linii Hamilton – Rosberg będą się utrzymać i być może nawet wzmagać do końca sezonu. Hamilton w swojej karierze był już w takiej sytuacji i nie podołał jej w 2007 roku. Ale od tego czasu stał się innym człowiekiem, silniejszym psychicznie. Dla Rosberga to nowość. A w dodatku cała krytyka po incydencie na Spa spadła na Nico i to on jest tym „złym” w tym konflikcie. Kibice na Monzy również dali tego wyraz bocząc na niego na podium i wiwatując gdy przestrzelił szykanę. To jest ta przewaga, którą może wykorzystać Hamilton. Ich tempo jest bardzo zbliżone. Ale w kluczowych momentach to Rosberg robi błędy i nie wytrzymuje ciśnienia.
Jestem strasznie zawiedziony sędziami, którzy drugi wyścig z rzędu nałożyli karę dla Kevina Magnussena za wypychanie poza tor. Kara na Monzy była kompletnie niezasłużona. W wyścigu były inne bliźniacze sytuacje i sędziowie nawet nie pomyśleli o karze. Niestety, ale potwierdza się sytuacja znana od kilku sezonów, że sędziowie ostrzej traktują wąską grupę kierowców.
Po raz kolejny Red Bull zaimponował strategią. Bardzo długo trzymali Daniela Ricciardo na torze przed zmianą opon, na czym stracił on kilka sekund do swoich rywali. Ale późniejsza zmiana spowodowała, że w końcówce na świeższych oponach nadrobił z nawiązką te straty. Przy okazji po raz kolejny pokonując Sebastiana Vettela.
Kimi Raikkonen uratował dwa punkty dla Ferrari po fatalnym domowym wyścigu dla włoskiej stajni. Fernando Alonso nie ukończył wyścigu przez awarię, co zdarza mu się niesamowicie rzadko.
Wielkim rozczarowaniem była dla mnie postawa Jensona Buttona, który przez bardzo długi czas męczył z Sergio Perezem nie mogąc go wyprzedzić. Button w ostatnim czasie zrobił się jeszcze większym dżentelmenem na torze niż dawniej. Gdy jest wyprzedzany, to bardzo często w ogóle się nie broni. A dzisiaj ani razu ostrzej nie zaatakował Pereza.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: