Formuła 1 poinformowała o odwołaniu przyszłorocznego wyścigu o GP Chin. Kalendarz w tym momencie liczy 23 wyścigi, ale Liberty Media szuka zastępstwa. Przy okazji pochylam się nad sytuacją w Azerbejdżanie.
Odwołanie wyścigu o GP Chin 2023 nie jest zaskoczeniem, bo w tym kraju cały czas prowadzona jest restrykcyjna polityka „zero covid”, regularnie wprowadzane są kwarantanny, ludzie są testowani itp. Formuła 1 nie może się pojawić w Szanghaju w takiej sytuacji, bo nie ma pewności czy ograniczenia akurat wtedy nie zostaną wprowadzone. Liberty Media liczyła, że restrykcje zostaną złagodzone od 2023 roku, ale popełnili błąd planując GP Chin na kwiecień, powinni ten wyścig zaplanować na jesień. W Chinach bardzo powoli, ale te ograniczenia będą znoszone, więc jesienią szanse na wyścig byłby większe. Liberty Media w swoim komunikacie nic na ten temat nie wspomina, ale Chiny miały kontrakt na trzy wyścigi tzn. do 2025 roku. Nie wiemy czy odwołanie zawodów w 2023 roku spowoduje, że umowa zostanie przedłużona czy pozostały jeszcze dwa wyścigi. Chiny to priorytetowy rynek dla F1, po cichu planują tam drugi wyścig, ale z powodu lokalnych ograniczeń, te plany są zamrożone. W Chinach odwoływane są niemal wszystkie międzynarodowe imprezy sportowe, więc F1 nie jest wyjątkiem.
Jaki wyścig może zastąpić GP Chin w 2023 roku?
W kalendarzu F1 na sezon 2023 powstała czterotygodniowa przerwa w kwietniu. Liberty Media zapowiedziało, że prowadzą rozmowy o ewentualnym zastępstwie i zmianach w kalendarzu. Coś powinni zrobić, bo anulowanie wyścigu w Chinach to co najmniej 30-40 milionów dolarów strat, a miesięczna przerwa na początku sezonu nie będzie dobra. Tak w tym momencie wygląda początek przyszłorocznego sezonu:
5 marca – GP Bahrajnu
19 marca – GP Arabii Saudyjskiej
2 kwietnia – GP Australii
30 kwietnia – GP Azerbejdżanu
7 maja – GP Miami
Formuła 1 nie powinna mieć problemów, aby znaleźć tor chętny do organizacji wyścigu w połowie kwietnia 2023 roku, ale są dwa problemy: pieniądze i logistyka. Chętnych na pewno byłoby wielu, ale nieliczni będą w stanie zapłacić wymaganą opłatę licencyjną, co zawęża listę kandydatów. Drugim problemem jest logistyka. W pierwotnej wersji była logiczna kolejność: Australia – Chiny – Azerbejdżan, więc cały sprzęt mógł lecieć do kolejnych krajów. Idealnie byłoby zastąpić Chiny innym azjatyckim torem.
Portugalskie media od kilku dni donoszą o zaawansowanych rozmowach toru Portimao z F1, który miałby zastąpić Chiny. Jest to mocny kandydat, ale logistycznie nie byłby to dobry ruch. Zespoły musiałby wysłać tam swój sprzęt w ciężarówkach razem z pomieszczeniami gościnnymi (motorhome), a potem ten cały sprzęt trzeba było skierować do Włoch, gdzie byłby używany dopiero za pięć tygodni. W ten sposób wzrosną koszty i pojawi się kolejny nielogiczny element kalendarza. Trochę lepiej wygląda sprawa, gdyby miał nastąpić powrót GP Francji na Paul Ricard, ale tam raczej nie ma pieniędzy. Turcja była zainteresowana umową z F1, również krótkoterminową, ale raczej nie będą mieć wystarczających funduszy. Logistycznie Turcja również nie pasuje, bo tam sprzęt jest wysyłany ciężarówkami.
W przypadku azjatyckich krajów kibice na pewno chcieliby powrotu GP Malezji, ale tam ostatnimi czasy nie było takich chęci. Już większe szanse miałby tor w Indiach, a nawet w Kuwejcie, ale organizacja tam wyścigu z tak małym wyprzedzeniem wydaje się niemożliwa. Nie widać dobrego zastępstwa dla GP Chin, które będzie pasować finansowo oraz pod względem logistycznym. Największe szanse ma Portugalia, ale nie jest wykluczone, że Liberty Media dokona pewnych przesunięć w harmonogramie.
Niepewna długoterminowa przyszłość GP Azerbejdżanu
Jeżeli Liberty Media nie znalazłoby zastępstwa dla GP Chin, to logicznym ruchem byłoby przesunięcie GP Azerbejdżanu o tydzień wcześniej, aby uniknąć bezsensownego połączenia z Miami i zredukować przerwę między Australią a Azerbejdżanem do trzech tygodni. Organizatorzy GP Azerbejdżanu się na to nie zgadzają, bo są niezadowoleni z wiosennej daty. Przygotowania do wizyty F1 ruszą w zimie i nie chcą przesuwać ich o dodatkowy tydzień.
Przyszłość GP Azerbejdżanu robi się niepewna o czym nie miałem okazji osobno napisać na blogu. Liberty Media planuje nowe wyścigi, ale nie będą mogli w najbliższym czasie przekroczyć 24. zawodów w sezonie, dlatego ktoś musi wypaść z kalendarza. Po sezonie 2022 pożegnaliśmy się z Francją, bardzo niepewne są dalsze losy GP Belgii (mają umowę tylko na 2023 rok), ale zawody na torze Spa powinny pozostać w formie rotacyjnej. Po sezonie 2023 wygasa jeszcze tylko kontrakt na GP Holandii, ale on na 100% zostanie przedłużony.
Tor Baku City Circuit zapisał się już w historii F1 kilkoma bardzo ciekawymi wyścigami, a Azerbejdżan płaci jedną z najwyższych opłat za możliwość organizacji wyścigu. Problem jest tylko taki, że w Azerbejdżanie nie ma kibiców. Są to zawody, które przyciągają bardzo mało fanów na trybuny zarówno lokalnych jak i z innych krajów. W 2022 roku niemal na każde zawody F1 sprzedawano komplet biletów, ale w Azerbejdżanie wejściówki zostały, mimo bardzo małych trybun. Azerbejdżan to nie jest dla Liberty Media priorytetowa lokalizacja. Zmiana terminu wyścigu na kwiecień została źle odebrana w Baku, bo oni chcą mieć wyścig w czerwcu. Liberty Media postawiło na swoim i przesunęło wyścig na wcześniejszy termin. Kontrakt na GP Azerbejdżanu wygasa po sezonie 2024 roku i w tym momencie trwa pokaz sił. Zobaczymy czy Azerbejdżan zaakceptuje nowy termin i bez zmian będą płacić ponad 50 mln $ za wyścig, a może Liberty Media w to miejsce zakontraktuje inny wyścig.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: