Stefano Domenicali planuje spore zmiany w układzie kalendarza F1 na sezon 2024, aby ograniczyć podróże i odległości między zawodami. Zobaczymy czy tym razem uda mu się tego dokonać. Jedną z planowanych zmian jest przeniesienie GP Japonii na wiosnę.
Liberty Media dąży do kalendarza Formuły 1 liczącego 24 wyścigi, aby to było możliwe muszą zmienić układ zawodów, aby ograniczyć podróże. Mieli dokładnie taki sam plan na sezon 2023, dokonali kilku zmian w harmonogramie, ale opór wybranych promotorów uniemożliwił spełnienie wszystkich założeń. W 2023 roku mamy 23 wyścigi w kalendarzu, tylko jeden z nich (GP Belgii) nie ma umowy na kolejny sezon. Wiemy także, że w 2024 roku powróci GP Chin, tym razem nic nie powinno przeszkodzić. Na ten moment nie widać realnego rywala dla Belgii, który mógłby pojawić się w F1 już w 2024 roku, jest kilku kandydatów, ale to raczej kwestia kolejnych lat. Belgia powinna więc zostać na przyszły rok. Ułożenie 24 wyścigów od początku marca do końca listopada nie jest problemem. Prawdziwym wyzwaniem jest ułożenie tylu wyścigów logicznie, aby ograniczyć podróże, zmniejszyć koszty, wysiłek dla osób związanych z F1 i wpływ na środowisko.
Stefano Domenicali w Bahrajnie spotkał się z promotorami wyścigów F1. Nie wiadomo jednak czy wszyscy byli obecni. Zwykle takie spotkanie jest organizowane co roku przed lub na początku sezonu. Jednym z podjętych tematów miały być zmiany w kalendarzu F1 w 2024 roku. W trakcie GP Australii Domenicali spotkał się natomiast z szefami zespołów, ustalono wtedy zmiany formatu weekendu ze sprintem, ale drugim ważnym tematem miał być kalendarz na sezon 2024.
Możliwy układ kalendarza na początku sezonu 2024
W 2024 rok dla F1 pojawia się jeszcze jeden problem. Od 10 marca do 8 kwietnia wypada Ramadan, czyli święty miesiąc w Islamie, co mocno wpłynie na początek sezonu. Najnowsze informacje mówią o tym, że sezon 2024 rozpocznie się 3 marca od GP Arabii Saudyjskiej. Pod koniec lutego będą testy w Europie lub ponownie w Bahrajnie. Później F1 urządziłaby sobie daleką podróż do Australii, Japonii i Chin. To jest pierwsza planowana zmiana, potwierdził ją ostatnio serwis GrandPrix.com. Promotor GP Japonii miał otrzymać taką ofertę, ale problemem jest pogoda. Pod koniec marca w Suzuce jest zimno i deszczowo, byłyby problemy ze sprawnym przeprowadzeniem weekendu z F1. Trudno powiedzieć czy ten plan uda się wykonać, na pewno taki układ ograniczyłby konieczne do pokonania odległości. Tak może wyglądać początkowy układ w 2024 roku:
3 marca – GP Arabii Saudyjskiej
10 marca –
17 marca – GP Australii
24 marca – GP Chin
31 marca – GP Japonii
7 kwietnia –
14 kwietnia – GP Bahrajnu
21 kwietnia – GP Azerbejdżanu
Prawdziwy problem robi się w maju. GP Miami ma zapewniony z kontrakcie termin na początku tego miesiąca. Jedynym logicznym ruchem jest połączenie tego wyścigu z GP Kanady, które natomiast chce mieć termin czerwcowy. Organizacja wyścigu w Kanadzie na początku maja może rodzić problemy związane z pogodą. Promotor chce wyścigu w czerwcu, gdy jest już bardzo ciepło i przyjedzie wiele osób. Liberty Media czeka tutaj trudne zadanie, aby dogadać się z Miami i Kanadą. Gdyby udało się te dwa wyścigi połączyć i zorganizować na początku maja, to byłoby idealnie. Drugą opcją byłaby organizacja jednego lub dwóch wyścigów w Europie i dopiero wtedy wylot do Ameryki Północnej. Taki scenariusz blokuje jednak termin GP Monako, tradycyjnie wypadający pod koniec maja.
Gdyby udało się zorganizować wyścigi w Miami i Kanadzie sparowane razem w maju, to kolejne 3,5 miesiąca upłynęłoby pod znakiem rywalizacji w Europie. Pojawiłyby się możliwości lekkiej zmiany kolejności wyścigów, aby zmniejszyć odległości. Kilka lat temu np. promotorzy GP Węgier i GP Austrii nie chcieli być obok siebie, bo nawzajem odbierali sobie kibiców. Aktualnie, gdy wszystkie tory wyprzedają komplety biletów, to takiego problemu nie ma. Można logicznie ułożyć kalendarz, ograniczyć odległości potrzebne na transport sprzętu. Część europejska tradycyjnie zakończyłaby się w pierwszej połowie września.
Problemy z końcową fazą kalendarza
Singapur chce utrzymać swój tradycyjny termin pod koniec września / na początku października. Liberty Media miało im proponować przeniesienie na początek sezonu, ale nie są zainteresowani. Jeżeli uda się przenieść Japonię na początek sezonu, to pojawia się nowy problem, bo wylot do Singapuru nie ma większego sensu, trzeba te zawody połączyć z innymi. Jedyną możliwością pozostaje organizacja GP Kataru w okolicznym terminie. Pytanie czy to jest możliwe, bo w 2023 roku termin październikowy dla Kataru miał być jednorazowy z powodu remontu toru.
Poważne problemy pojawiają się w końcowej fazie sezonu. Mamy GP Abu Zabi, które musi być ostatnie, bo za to płacą dodatkowe pieniądze. Mamy GP Meksyku, które chce albo być w weekend przed, albo w weekend po 1 listopada. GP Las Vegas ma odbyć się zawsze w weekend poprzedzający Święto Dziękczynienia, wyścig tam odbywa się w sobotę, więc powinno być 23 listopada. Ten termin jednak nie pasuje, dlatego przesunąłem ten wyścig o tydzień wcześniej w hipotetycznym harmonogramie.
29 września – GP Singapuru
6 października – GP Kataru
13 października –
20 października – GP USA
27 października – GP Meksyku
3 listopada –
10 listopada – GP Sao Paulo
16 listopada – GP Las Vegas
24 listopada –
1 grudnia – GP Abu Zabi
Podsumowanie
Przy aktualniej liczbie wyścigów, zależnościach pogodowych i kontraktowych, nie da się ułożyć kalendarza do minimum ograniczającego logistykę. Pojawiają się problemy w początkowej i końcowej fazie, których nie da się obejść. Stefano Domenicali musiałby doprowadzić do podpisania nowych umów i mieć pełną dowolność w ułożeniu harmonogramu, ale na to szanse są bardzo małe. W aktualnej sytuacji pojawią się albo niepotrzebne podwójne weekendy wyścigowe z dużymi podróżami, albo konieczność organizacji potrójnych weekendów. Przeniesienie GP Japonii na początek sezonu wcale nie ułatwia sytuacji.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: