Zespoły Formuły 1 nie potrafią porozumieć się do co cięcia kosztów. Mimo, że wszystkie strony rozumieją sytuację i wiedzą, że trzeba je ograniczyć. Pomysł na odgórne ograniczenie budżetów odpada, bo to po pierwsze jest trudne do egzekwowania, a po drugie otwiera szeroką drogą do nadużyć. Zamiast tej metody pojawiają się różne pomysły, głównie polegające na wprowadzaniu kolejnych standardowych części, lub ograniczania liczby możliwych ulepszeń w trakcie sezonu. Nikt nie wpadł na bardzo prosty pomysł, aby regulamin techniczny obowiązywał bez żadnych zmian przez dwa pełne sezony.
Najwięcej pieniędzy i zasobów pochłania coroczne konstruowanie nowego bolidu. W ostatnich kilku latach co roku mamy tak duże zmiany regulaminu technicznego, że nie da się w drugim sezonie użyć zeszłorocznej maszyny. A to projektowanie i budowa co roku nowych bolidów w kilku egzemplarzach i z mnóstwem zapasowych części kosztuje najwięcej. Dawniej zespoły mogły rozpoczynać sezon ubiegłorocznym bolidem i dopiero po kilku wyścigach wprowadzać nowy model. Teraz to jest niemożliwe. Między sezonami 2012 i 2013 były bardzo niewielkie zmiany w regulaminie. Ale na tyle duże, że użycie rocznego bolidu wymagało jego sporej modyfikacji. Co pokazał przykład McLarena, przez co zespół zrezygnował z tego pomysłu.
Bolidów F1 nie da się w nieskończoność poprawiać. Przy regulaminie technicznym, który obowiązywałby dwa lata, małe zespoły mogłyby jeździć tym samym bolidem dwa lata. Oczywiście cały czas go ulepszając. Ale bez potrzeby budowy nowego podwozia, projektowania nowych części w odpowiedzi na zmiany w regulaminie. Bogate zespoły mogłyby sobie pozwolić na budowę zupełnie nowego bolidu, jeśli okazałoby się, że ich dotychczasowe podejście ma małe możliwości rozwoju w drugim sezonie. Ale co by nie robili to różnica między nimi, a środkiem i tyłem stawki byłaby na podobny poziomie, a nawet powinna się zmniejszać. Wszystko przez granice rozwoju. Każdą kolejną dziesiątą sekundy trudniej urwać, kosztuje to więcej czasu i pieniędzy. Więc rozwój czołówki byłby coraz wolniejszy. A mniejsze zespoły i tak po pewnym czasie część rozwiązań skopiują i zastosują u siebie.
Dla Marussii czy Caterhama, zespołów które tracą dużo do czołówki i nie ma mają perspektyw na wysokie pozycje, taka zmiana byłaby idealnym rozwiązaniem. Nawet jeśli będą tracić cztery, a nie trzy sekundy na okrążeniu nie budując nowego bolidu. Zdobywanych przez nich miejsc to nie zmienia. A koszty spadają drastycznie.
Wady takiego pomysłu są dwa. Po pierwsze dominacja jednego zespołu. Zespół, który wystartowałby bardzo mocno, z wyraźną przewagą byłby faworytem do zwycięstwa również w kolejnym sezonie. Druga wada, to dziury w regulaminie. FIA co roku coraz bardziej uściśla regulamin techniczny i mamy coraz mniej nowinek, które zmieniają układ sił. Ale pojawienie się takie innowacji, gdy regulamin ma obowiązywać dwa lata, byłoby sporym problemem.
Pomysły zespołów
Zespoły wpadły na pomysł wprowadzania większej liczby standardowych elementów. Co oczywiście zmniejszy koszty. Ale ten na razie ramowy plan jest rozpisany na lata 2015-2017. Gdzie co roku kolejne elementy ulegałyby zmianie na standardowe. Co spowoduje, że co roku trzeba będzie budować nowy bolid, co nakręci spiralę kosztów. Coraz więcej standardowych elementów przybliża nas do klienckich bolidów. Coś czego ja bardzo nie chcę. F1 to mistrzostwa konstruktorów. Kupować gotowe bolidy lub większość elementów składowych można w niższych seriach. F1 ma wyznaczać trendy i być innowacyjna. Są zespoły, którym klienckie bolidy są bardzo na rękę, bo tym samym eliminują konkurencję i umacniają swoje wpływy. I ten temat będzie powracał.
Pojawią się również tak abstrakcyjne pomysły, jak likwidacja pierwszej piątkowej sesji treningowej. Co jest kompletnym debilizmem. Natychmiast spadnie liczba kibiców w piątki na torze, a także liczba widzów przed telewizorami. Albo wprowadzenie zakazu zmian w bolidach już w piątek po treningach, a nie po sobotnich kwalifikacjach, jak to jest teraz. Co gigantycznie utrudniłoby prace zespołom i kierowcom ustawianiu bolidów. Przez taką zmianę będzie potrzeba mniej personelu na torze. A także ograniczone byłyby koszty dostarczania części na ostatnią chwilę. Bardzo często zdarzają się sytuacje, że pewne części są przysyłane na tor dopiero w sobotę i aby dowieźć je na czas zespoły potrafią nawet wynajmować helikoptery, ale głównie wiezie je jakiś inżynier w bagażu podręcznym w samolocie, jeśli to możliwe. Co i tak robią tylko bogate zespoły, więc sytuacji pozostałych to nie zmieni. Inny pomysł to np. ograniczenie zmian w przednich skrzydłach do czterech na sezon, gdy teraz czołowe zespoły praktycznie co wyścig mają nowe elementy.
Koszty rosną…
Wprowadzenie nowych silników i inne spore zmiany w regulaminie przed tym sezonem wyraźnie podniosły nam koszty dla zespołów. Same nowe jednostki napędowy to minimum 10 mln $ więcej w tabelce z wydatkami. Duże zespoły zbroją się na potęgę, zatrudniając kolejnych pracowników. Wpływy of FOM dla zespołów F1 były za ubiegły rok największe w historii wyniosły prawie 800 mln $. Ale przez specjalne bonusy: dla Ferrari i tzw. mistrzowskich zespołów (Red Bull, McLaren i Ferrari) rosną dochody tylko tych największych. Małe zespoły dostają tyle samo. Więc różnice między nimi się powiększają. Oczywiście Bernie nie wpadł na pomysł likwidacji tych bezsensownych bonusów i równiejszego podziału środków. W końcu trzeba zadowolić największych.
Czeka nas sporo zamieszanie ze sposobem ograniczenia kosztów w F1. Oby doszli do jakiegoś rozsądnego porozumienia.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: