Według BBC (do tego źródła nie ma wątpliwości, że jest reprezentatywne) Michelin chce wrócić do F1. Spotkali się w tej sprawie już z FIA, teraz czas na rozmowy z Bernie Ecclestone’m. Brak nowej umowy pod koniec sierpnia z Pirelli to sytuacja strasznie dziwna. Pirelli pracuje nad nowymi oponami, a nie ma umowy. Podobno mają już umowy z zespołami, ale nie z FIA. A Jean Todt – prezes FIA jest zwolennikiem Michelina.
Michelin stawia jednak warunki: koniec z szybko zużywającymi się oponami. Wprowadzenie 18-calowych opon (już kilka lat temu o tym mówiono) oraz korzystanie z zaawansowanych technologii: opony typu slick, których można używać na mokrym torze. Dwa ostatnie warunki mogą zostać odłożone w czasie o 2 lata. Powiem szczerze, że nie wiem o co chodzi z tymi oponami typu slick na deszczowe warunki.
Michelin zawsze chciał dwóch producentów w F1 i rywalizacji między nimi. Czy tak się stanie, czy też będzie tylko jeden. Rozstrzygnie się to maksymalnie do końca września. Ten termin i tak jest ekstremalnie późny. Michelin ma szansę wejść teraz do F1 i wykorzystać negatywne oponie o Pirelli. Dlatego będą na to mocno naciskać. Bo jak się nie uda, to trzeba będzie czekać znowu 3 lata, bo tyle czasu obejmują kontrakty.
Pamiętajmy, że Pirelli robi szybko zużywające się opony, bo zespoły tak chciały. Wejście Michelina oznacza koniec z tym i powrót szybkich, wytrzymałych opon. Pirelli bez problemu mogłoby takie robić. Taka sytuacja oznacza minimalną liczbę pit-stopów. Regulamin wymusza jeden w czasie wyścigu. Może wprowadziliby takie zasady, jak w DTM, gdzie trzeba zrobić 2 pit-stopy. Ale to tylko moje spekulacje. Michelin będzie kolejnym graczem w tegorocznym sezonie ogórkowym.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: