Ostatnimi czasy pojawia się wiele bardzo dziwnych pomysłów odnośnie przyszłości F1. W Bahrajnie odbędzie się spotkanie na szczycie ze wszystkimi najważniejszymi osobami ze świata F1. Gdzie dyskutowane będzie całe mnóstwo kwestii. Tym zespołom, którym słabo idzie na początku sezonu nie podobają się nowe reguły. Padają nawet pomysły skrócenia wyścigów, aby je uatrakcyjnić. Ale nie ma szans, aby grupa z silnikami Mercedesa zgodziła się na te zmiany.
Wprowadzając nową formułę silnikową, prawie pewna była sytuacja w której jeden z producentów osiągnie przewagę. I tak się stało. Nowe regulacje sprawiły jedną rzecz, czyli wymieszały stawkę i zmieniły układ sił. Krytykowanie nowych reguł po dwóch wyścigach jest bezsensu, nie wiadomo jak sprawa będzie wyglądać dalej. Gdyby w Malezji był deszczowy wyścig, to sytuacja wyglądałaby zgoła inaczej. Są narzekania na małą liczbę wyprzedzeń. Pamiętajmy, że rok temu krytykowano Pirelli ze wszystkich stron. Więc ci zrobili twardsze mieszanki, które wolno się zużywają. I przy braku problemów z ogumieniem, nie ma takich sytuacji jak w poprzednim sezonie, kiedy mieliśmy masę wyprzedzeń z uwagi na opony. Już pod koniec sezonu 2013 ich liczba została zminimalizowana, gdy przywozili zbyt twarde mieszanki. Przy wytrzymałych oponach wracamy do sytuacji z 2010 roku. Ale przecież wszyscy chcieli takie opony, aby móc skoncentrować się na silniku i bolidzie. Tak źle i tak nie dobrze.
Są narzekania na ograniczenia dotyczące paliwa, że biedni kierowcy nie mogą jechać na 100% jak dawniej, tylko dbać o paliwo. A kto jeździł na 100% w ubiegłym roku, czy wcześniej? Nikt. Rok temu trzeba było cały czas niańczyć opony. Biedni kierowcy narzekali, że nie mogą cisnąć na 100%, bo opony się rozlatują. Jak ktoś chce jazdy na 100% i zniesienia limitów paliwa, to pojawią się jednorazowe silniki o mocy 1500 koni mechanicznych, a koszty wzrosną dramatycznie. A przecież tego nikt nie chce. W F1 cały czas trzeba oszczędzać różne elementy bolidu, te które akurat są najbardziej narażone zmienia się z roku na rok. Teraz kluczowe jest paliwo. Wcześniej opony, silniki, czy skrzynie biegów. Na 100% można pojechać chwilę w kwalifikacjach. W wyścigu trzeba myśleć o wielu rzeczach.
Remi Taffin z Renault postuluje, aby zwiększyć limity dotyczące zużycia paliwa. Wtedy silniki będą się bardziej kręcić i dźwięk będzie głośniejszy. A jeszcze wcześniej mówił, że turbina wycisza brzmienie silnika. I nic wielkiego nie da się się tu polepszyć. Zwiększając przepływ paliwa i obroty trochę podkręcą dźwięk, ale te silniki nigdy nie będą brzmieć, jak V8. Renault pewnie przy zwiększeniu ilości paliwa nadrobi sporo straty do Mercedesa. Dlatego tego chcą.
Zwiększeniem limitu paliwa sprawi, że Mercedes jeszcze powiększy swoją przewagę. 100 kg paliwa to dla nich aż za dużo, Williams w Malezji nawet nie nalał tyle do baku. A mają największą moc. Andy Cowell z Mercedesa powiedział, że podniesienie chwilowego limitu do 200 kg/h sprawi, że silniki osiągną nawet 1400 koni mechanicznych mocy. Co znacznie skróci ich żywotność. Pojawi się wiele awarii, wzrosną koszty. A różnice między zespołami ulegną zwiększeniu. A wyprzedzeń będzie jeszcze mniej. Mercedes zrobił najlepszy silnik, który dodatkowo jest ekonomiczny. Niech rywale pomyślą, jak zniwelować tę różnicę, w fabrykach, a nie głupimi zmianami regulaminu, które mogą przynieść im więcej szkód.
W Ferrari, a podobną głównie Luca di Montezemolo myślą o krótszych wyścigach, o 30 kilometrów. Co jest zupełnie poronionym pomysłem. Obecna długość wyścigu jest optymalna. Zmienianie znaku rozpoznawczego F1 to głupota. Że niby przy krótszym wyścigu będzie więcej emocji i walki? To nie ma nic do rzeczy. Gdy najszybsi startują z przodu i mogą spokojnie jechać, to walki na torze nie będzie. Walka na torze pojawiłaby się, gdyby zlikwidować kwalifikacje i ustalać pozycje startowe w odwrotnej kolejności do wyników poprzedniego wyścigu. Wtedy najszybsi startowaliby z tyłu i musieli się przebijać. Ale to równie duża głupota.
W 2009 wszyscy narzekali na nowe bolidy. Że są brzydkie i wyglądają jak pługi. KERS był również krytykowany. Walki na torze i mnóstwa wyprzedzeń w tamtym sezonie nie było. Brawn GP zdominował początek roku. Ale później układ sił ulegał zmianom. Po pełnym przezwojeniu nowych zasad, mieliśmy jeden z najciekawszych sezonów w 2010 roku, kiedy lider MŚ zmieniał się co chwila. Trzeba dać nowym regułom więcej czasu. Widać, że teraz więcej zależy od kierowcy, bo bolidy są trudniejsze w prowadzeniu. Co jest ogromną zaletą. Nie ma już jeżdżenia jak po szynach, bolidy się ślizgają, trzeba umieć nad nimi zapanować. Tempo rozwoju będzie bardzo szybkie i powtórka z 2009 roku jest możliwa. Inne zespoły mogą dogonić i wyprzedzić dominatora początku sezonu.
Kolejny absurd jaki nam się szykuje to ograniczenie wydatków do 200 milionów rocznie. Ma to niby pomóc zespołom, które mają kłopoty finansowe. Ale jak ma to działać, jeśli ponad 200 milionów wydają bogate zespoły, które nie narzekają na pieniądze. A Sauber, Marussia, czy Force India, które są w odwrotnej sytuacji nie zbliżają się do tego pułapu. Więc taki limit nie zmieni ich sytuacji. Zmieni to tylko sytuację najbogatszych, którzy będą szukać sposobów na obejście tych przepisów. A wystarczy aby FIA od 2015 roku zobowiązała się do wprowadzania niezmiennych regulaminów technicznych na dwa lata. Wtedy słabsze zespoły nie będą musiały budować nowego bolidu co roku, a tylko ulepszać jeden przez dwa lata. Dawniej można tak było robić. Ale teraz FIA co roku wprowadza takie zmiany, że trzeba wszystko budować od nowa, co jest głównym czynnikiem zwiększającym koszty.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: