GP Australii 2023 przejdzie do historii F1 jako jeden z bardziej chaotycznych i kontrowersyjnych wyścigów. Trzy czerwone flagi, trzy starty z pól, kilka awarii, kolizji, długie oczekiwanie na decyzje sędziów. Było wiele różnych emocji i wydarzeń, ale jedna rzecz nie zaskoczyła: wygrał Max Verstappen.
Mam bardzo mieszane uczucia po tym wyścigu. Z jednej strony wiele się działo, wyniki są niecodzienne i ogólnie było sporo emocji. W sytuacji gdy sezon jest na początku zdominowany przez jeden zespół, to wydarzeniami z Australii można by obdzielić ze dwa, trzy wyścigi. Z drugiej strony decyzje sędziów o czerwonych flagach były zbyt pochopne, nie wykluczam, że są jakieś wewnętrzne ustalenia, aby częściej je dawać, bo to podkręca emocje. Nie podoba mi się takie postępowanie, bo za bardzo wpływa to na przebieg i wyniki wyścigu.
🏁 RACE CLASSIFICATION 🏁
That. was. pure. madness. 😅#AusGP #F1 pic.twitter.com/3wFSxAQvOw
— Formula 1 (@F1) April 2, 2023
Przebieg GP Australii 2023 do pierwszej czerwonej flagi
Świetnie wystartował George Russell, który objął prowadzenie. Hamilton był drugi, bo dzięki nieustępliwości wyprzedził Verstappena w zakręcie numer cztery. To był bardzo odważny manewr Hamiltona, nie zostawił tam miejsca Verstappenowi. W dwóch poprzednich latach to byłaby gwarantowana kolizja, ale Verstappen tym razem odpuścił i dał się objechać. To ważna zmiana nastawienia, na którą sobie może pozwolić mając przewagę samochodu. Na starcie doszło do wielu zmian pozycji i bardzo szybko mieliśmy neutralizację. Charles Leclerc zbyt optymistycznie spróbował wyprzedzić Strolla, uderzył w niego i zakopał się w żwirze. Sędziowie słusznie nie dali tutaj nikomu kar, bo to był zwykły incydent wyścigowy. Leclerc był sam sobie winny. Kilku kierowców z dalszych pozycji wykorzystało szybką neutralizację na wymianę opon, a niektórzy mieli także drobne uszkodzenia.
Po restarcie Mercedesy utrzymały się na prowadzeniu, a cała stawka jechała blisko siebie. Verstappen nie był w stanie zaatakować z trzeciej pozycji, bo Hamilton przed nim też korzystał z DRSu. Zaczynało to wyglądać na początek szachów w czołówce, czekania aż ktoś wypadnie z zasięgu DRS lub popełni błąd. Długo to jednak nie trwało, bo Alex Albon rozbił się na siódmym okrążeniu, a sędziowie zadecydowali najpierw o neutralizacji, a później o czerwonej fladze. To była kontrowersyjna decyzja numer jeden. Albon rozrzucił sporo żwiru na tor, ale porządkowi szybko to uprzątnęli, bolid był na poboczu, a bariery nie uszkodzone. Sama neutralizacja moim zdaniem byłaby w pełni wystarczająca. Wyścigi powinno się przerywać, gdy tor jest nieprzejezdny, albo gdy trzeba naprawić barierę, co zajmuje dużo czasu. Sędziowie tutaj się pośpieszyli, a porządkowi ekspresowo wszystko uprzątnęli. Decyzja najpierw o zwykłej neutralizacji spowodowała, że Russell, Sainz i Magnussen zjechali po nowe opony, tracąc po kilka pozycji. Chwilę później była czerwona flaga, więc wszyscy zmienili za darmo opony, a ta trójka sporo na tym straciła.
Środkowa faza wyścigu po pierwszym restarcie
Hamilton obronił prowadzenie, ale tylko na chwilę, bo Verstappen bez problemu wyprzedził go, gdy był dostępny system DRS bez żadnej walki. Holender od tego momentu był na prowadzeniu i spokojnie budował przewagę, która doszła do maksymalnie 11 sekund. Później popełnił drobny błąd i wyjechał poza tor na czym stracił cztery sekundy, ale potem od razu zaczął znowu nadrabiać. W całej czołówce było więcej zarządzania tempem niż walki na 100%, bo zmienili opony na twarde w czasie czerwonej flagi na ósmym okrążeniu. Jazda przez 50 kółek na tych samych oponach to było spore wyzwanie, dlatego musieli dbać o ogumienie, dotyczyło to wszystkich w czołówce. Bardzo szybko z walki odpadł Russell, który miał awarię silnika i to z tych widowiskowych. Bardzo możliwe, że kilka części zepsuło się całkowicie. Russell mimo pecha z pit-stopem wciąż był wtedy w grze o 3-4 miejsce.
W tej fazie wyścigu najmniej się działo. W czołówce była korespondencyjna walka. Nikt (poza Sargeantem) nie planował już zmian opon. Czołówka zarządzała tempem, więc stawka się mocno nie rozjechała. Hamilton z Alonso w walce o drugie miejsce jechali niemal cały czas z różnicą między 1 a 1,5 sekundy. Hamilton uciekał na jednym okrążeniu, a na kolejnym Alonso to nadrabiał i tak w kółko. Na czwartym miejscu przez kilka okrążeń jechał Gasly, ale po odważnym ataku wyprzedził go Sainz. Gasly trzymał się potem Sainza na mniej niż sekundę, aż do finałowych okrążeń. To było zaskakująco dobre tempo Francuza, bo Sainz notował czasy okrążeń na poziomie liderów. Przez stawkę systematycznie przebijał się Perez, który wykonał kilka bardzo dobrych manewrów wyprzedzania. Ogółem wyprzedzanie w Australii pozostaje trudne. Jeżeli ktoś ma dużą przewagę tempa, to wyprzedzi bez problemu. Przy porównywalnych bolidach dochodzi do dłuższych pojedynków, mimo czterech stref DRS nie dochodzi do omijania, a to dobry sygnał. Gdy wydawało się, że nic wielkiego już się nie wydarzy, a kierowcy dojadą do mety zarządzając tempem i prowadząc korespondencyjne pojedynki, to Kevin Magnussen uderzył w barierę w zakręcie numer dwa i połamał zawieszenie. Odpadło mu koło, zostało sporo odłamków na torze.
Druga i trzecia czerwona flaga oraz finałowy chaos
Sędziowie długo się zastanawiali co robić po sytuacji z Magnussenem, kierowcy normalnie jechali, były tylko żółte flagi przez dłuższy czas, a opona leżała na torze. W końcu dali neutralizację, a chwilę później czerwoną flagę. To była druga bardzo kontrowersyjna decyzja, może jeszcze większa niż pierwsza flaga. Po restarcie zostały zaledwie dwa okrążenia do przejechania. Nic by się nie stało, jakby kierowcy dojechali do mety za samochodem bezpieczeństwa. Było trochę odłamków do posprzątania, ale nie na tyle, aby wstrzymać wyścig, szczególnie chwilę przez metą. Dla mnie to był sposób na sztuczne uatrakcyjnienie wyścigu. Jeżeli już dali czerwoną flagę, to mógł być restart nie z pól startowych, a za SC, co byłoby bardziej odpowiednie, bo nie wpłynęłoby tak na wyniki.
Ostatecznie doszło do drugiego restartu z pól startowych, który zakończył się chaosem. Verstappen obronił prowadzenie przed Hamiltonem, ale na tym skończyły się normalne wydarzenia. Wszyscy kierowcy zmienili opony na miękkie, nie wszyscy odpowiednio je rozgrzali (były z tym problemy już w sobotę), a dodatkowo kilku zawodników zaryzykowało nie mając nic do stracenia. Efektem był karambol. Sainz uderzył Alonso, który się obrócił i wypadł z punktów. Z tego powodu inni kierowcy musieli to omijać, zderzyli się zawodnicy Alpine i wypadli z wyścigu. Stroll przesadził na hamowaniu i wypadł z toru, ale udało mu się wrócić. Z wyścigu odpadli również de Vries i Sargeant po kolizji sprokurowanej przez Amerykanina. Dziwne, że sędziowie się tym nie zajęli, bo staranował Holendra, winny był tylko Sargeant. Ogółem sporo chaosu, wiele zmian pozycji. Klasyfikacja poza dwoma pierwszymi pozycjami uległa zupełnej zmianie.
Po raz trzeci wywieszono czerwoną flagę, tym razem w 100% słusznie, bo było za dużo rzeczy do sprzątania. Pojawił się jednak problem jak ustalić klasyfikację, bo kierowcy przejechali za mały dystans, więc przyjęto kolejność z drugiego restartu z pominięciem bolidów, które odpadły. Kto stracił pozycje, to je dzięki temu odzyskał. Kto przejechał dobrze poprzedni restart i zyskał pozycje, to je stracił. Dodatkowo Sainz otrzymał pięć sekund kary (słuszna decyzja) za uderzenie Alonso i z czwartego miejsca wypadł poza punkty. Następnie po długiej przerwie kierowcy wyjechali na jeszcze jedno okrążenie za samochodem bezpieczeństwa, aby dojechać do mety, nikt się już nie wyprzedzał, bo nie było takiej możliwości.
Przeglądowe omówienie wybranych kierowców i zespołów
Red Bull miał przewagę, ale nie tak dużą jak w poprzednie weekendy. Być może to kwestia niższych temperatur lub nieznalezienia optymalnych ustawień. Dobrze to wróży na resztę sezonu, bo jest szansa, że ktoś ich dogoni. Perez z tego powodu nie nadrabiał pozycji tak szybko jak robiłby na dwóch poprzednich torach.
Mercedes wyraźnie się poprawił, w tempie wyścigowym byli na takim samym poziomie jak Aston Martin. Z weekendu na weekend widać u nich poprawę. Aston Martin utrzymuje bardzo wysokie tempo. Alonso kolejny raz na podium, gdyby udało mu się na restarcie zyskać pozycję, to Hamilton by go nie wyprzedził. Sporo zyskał na końcowym zamieszaniu Stroll, który był czwarty.
Ferrari w tempie wyścigowym się poprawiło, ale tym razem to kierowcy zaprzepaścili szanse na dobre wyniki. Leclerc na pierwszym kółku sam doprowadził do swojego wypadnięcia, a Sainz uderzył w Alonso za co dostał zasłużoną karę. Sytuacja wewnątrz Ferrari zrobi się jeszcze gorsza niż była, bo start sezonu jest fatalny. Kwiecień w Maranello będzie gorący.
Świetnie pojechał Hulkenberg, który zdobył sporo punktów, a gdyby sędziowie inaczej ustalili kolejność na mecie, to byłby nawet czwarty. Yuki Tsunoda doczekał się punktu po kilku wyścigach, które kończył na 11. pozycji. Tsunoda jest faktycznym liderem AlphaTauri, a de Vries odstaje. Zhou dobrze odnalazł się w końcówce zdobywając dwa punkty, a Bottas przez cały weekend był niewidoczny. W Williamsie obaj kierowcy odpadli po kolizjach, będą mocno rozczarowani.
McLaren się odbudował i zaprezentował niezłą formę. Norris jechał po punkty, które wywalczyłby czystym tempem. Dzięki finałowemu zamieszaniu do dziesiątki wszedł też Piastri, dla którego to pierwsze punkty w sezonie akurat w domowym weekendzie.
Nerwowo będzie w Alpine. Zespół miał formę na bardzo dobry wynik. Zastosowali dwie różne strategie, zyskał na tym Gasly, który jechał długo na piątym miejscu. Na restarcie kierowcy pechowo się zderzyli i wypadli z wyścigu. To może otworzyć konflikt w zespole, nawet jeśli to była pechowa sytuacja. Zespół sporo na tym stracił. Sędziowie zajęli się kolizją kierowców Alpine, ale uznali ją słusznie za incydent wyścigowy.
Zaktualizowane klasyfikacje generalne można znaleźć pod tym linkiem. Zaszło wiele zmian.
Podsumowanie
Za dużo chaosu jest w decyzjach sędziów, które stają się zbyt podejrzane. Sędziowie zbyt chętnie dają neutralizacje i czerwone flagi, w sytuacjach gdy mogła by wystarczyć wirtualna lub zwykła neutralizacja. Nie wiem skąd takie podejście, ale podejrzewam, że to chęć zwiększenia emocji. W sytuacjach gdy potrzebna jest neutralizacja pod sam koniec wyścigu nie powinno się go na siłę przerywać czerwoną flagą. Możemy stracić trochę emocji, ale dojazd do mety za SC jest bardziej sprawiedliwy. Gdy jednak trzeba dać czerwoną flagę, to nie powinno być wtedy restartu z pól, który może doprowadzić do kraks (pod koniec wyścigu są kierowcy, którzy nie mają nic do stracenia), a robić zwykły restart za SC. Świat F1 będzie miał o czym mówić przez kolejne tygodnie, bo do rywalizacji powróci dopiero pod koniec kwietnia w Azerbejdżanie.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: