Początek sezonu 2017 Formuły 1 należy do Ferrari. Sebastian Vettel pewnie wygrał GP Australii 2017 dzięki czemu zarówno on, jak i jego zespół prowadzą w obu klasyfikacjach. Mercedes nie jest daleko, więc zapowiada się intensywna rywalizacja tych dwóch stajni. Bardzo mocno rozczarował mnie za to sam przebieg rywalizacji.
Aby podkreślić to, jak istotne są dzisiejsze wyniki Ferrari, oto kilka statystyk. Kierowca Ferrari wygrał po raz pierwszy wyścig F1 od GP Singapuru 2015. Zespół Ferrari prowadził w klasyfikacji generalnej konstruktorów po raz ostatni po GP Australii 2013. Kierowca Ferrari prowadził w kwalifikacji generalnej ostatni raz po GP Japonii 2012 (Fernando Alonso). Kierowca Ferrari ostatni raz wygrał w Australii w 2007 roku (Raikkonen). Jak widać udało się przerwać wszystkie te serie i Ferrari znowu jest na szczycie. Pytanie na jak długo?
Sebastian Vettel wygrał dzisiejszy wyścig po dobrej i pewnej jeździe, kluczowe dla ostatecznego wyniku były zjazdy do boksów. Vettel na pierwszym stincie utrzymywał się blisko Hamiltona, co sugerowało, że Ferrari pod względem tempa wyścigowego jest na poziomie swojego głównego rywala. Hamilton szybko zjechał po nowe opony (to była jego decyzja), a po wyjeździe notował dobre tempo, ale wtedy dogonił i utknął za Verstappenem. Vettel i stratedzy Ferrari tym razem zachowali się idealnie i spokojnie poczekali, dzięki temu Sebastian wyszedł na wyraźne prowadzenie (Hamilton stracił 6 sekund za Verstappenem po powrocie na tor Vettela), które nieco powiększył na kolejnych okrążeniach. Zjazdy do boksów po nowe opony zadecydowały o zwycięstwie w wyścigu. Hamilton narzekał na opony podczas wyścigu, ale analizując czasy jego okrążeń, to nie widać spadku tempa. Pośpieszył się z decyzją odnośnie zjazdu.
PROVISIONAL CLASSIFICATION (LAP 57/57): First blood to @ScuderiaFerrari #AusGP 🇦🇺 #F1 pic.twitter.com/i6ZYu7kmcv
— Formula 1 (@F1) 26 marca 2017
Start do wyścigu przebiegł bardzo spokojnie, jak na ten tor. Podczas samej rywalizacji brakowało stykowych sytuacji między zawodnikami, mimo tego siedmiu z nich nie ukończyło Grand Prix z powodu rożnych awarii. Niemal cała stawka się rozjechała i między poszczególnymi kierowcami utrzymywały się kilku sekundowe różnice. Przez taki scenariusz emocji było niezwykle mało, bo brakowało walki o pozycje. Wśród reszty stawki można wyróżnić zawodników zespołów Force India oraz Toro Rosso, którzy dojechali w czołowej dziesiątce. Felipe Massa sam ciągnie całego Williamsa na pozycję czwartej siły. Fernando Alonso niemal zdobył jeden punkt, ale przez awarię (tym razem nie silnika) musiał wycofać się z rywalizacji. Szkoda Romaina Grosjeana, który jechał po duże punkty, ale przez awarię nie ukończył wyścigu. Pechowcem dnia był jednak Daniel Ricciardo, którego samochód zepsuł się w drodze na pola startowe. Wystartował więc z alei serwisowej kilka okrążeń po rywalach, a potem w wyścigu miał kolejna awarię.
Ten wyścig uwypuklił dwie główne obawy jakie pojawiały się przed nowym sezonem. Opony są bardzo wytrzymałe i szykuje się zwykle strategia jazdy tylko na jeden pit-stop. Im mniej wizyt u mechaników po nowe opony, tym mniej różnorodności strategicznej. Dlatego dzisiaj wyścig rozstrzygnął się po pierwszej i ostatniej turze zjazdów do boksów. Nie ma tu zbytniego pola manewru, bo do Australii Pirelli przywiozło najmiększe komplety mieszanek, więc pod tym względem nic nie zrobią. W zapasie mają alternatywne mieszanki, które pod względem degradacji są podobne do ubiegłorocznych, wiec nie wykluczone, że w trakcie sezonu zostaną one użyte. Jednak trudno coś zarzucić Pirelli, bo zrobili takie ogumienie, jakiego od nich oczekiwano. Najlepszym wyjściem z tej sytuacji moim zdaniem powinno być wprowadzenie do regulaminu dwóch obowiązkowych pit-stopów w czasie wyścigu.
Druga negatywna rzecz to wyprzedzanie. Podczas GP Australii 2017 było zaledwie kilka udanych manewrów wyprzedzania. Niezwykle trudno jest utrzymać się za rywalem w zakręcie, więc później na prostej brakuje odległości nawet do podjęcia próby ataku. Obawy odnośnie rozbudowanej aerodynamiki potwierdziły się. Jeśli Hamilton na nowych oponach i w szybszym bolidzie nie był w stanie nawet podjąć próby wyprzedzania Verstappena, to jest tu coś nie tak. FIA po GP Chin (tam wyprzedzanie jest prawdopodobnie najłatwiejsze w sezonie) przyjrzy się długościom stref DRS. Prawdopodobnie zostaną one wydłużone, aby zwiększyć szanse na udane wyprzedzanie. Problem jest tylko taki, że na kilku torach nie da się tego zrobić, bo te strefy już zajmują całe lub prawie całe główne proste.
GP Australii 2017 nie będzie wyścigiem, który będziemy pamiętać po latach. Jednak wynik Ferrari daje nadzieję, że sezon 2017 będzie ciekawy i upłynie pod znakiem rywalizacji dwóch zespołów. Do pełni szczęścia brakuje jeszcze aby Bottas i Raikkonen jeździli na poziomie swoich partnerów z zespołu oraz aby czołówkę dogonił Red Bull. mam nadzieję, że moje powyższe wywody na temat wyprzedzania nie potwierdzą się i kolejne wyscigi pod tym względem będą ciekawsze. Chiny są idealnym miejscem, gdzie powinno się to stać.
Aktualne klasyfikacje generalne kierowców i konstruktorów znajdują się TUTAJ.
Na osobny temat zasługuje fatalna realizacja transmisji. Nie przypominam sobie tak źle pokazanego wyścigu w ostatnich latach. Była to wina FOM które produkuje na miejscu sygnał telewizyjny na cały świat. Podobnie jak w kwalifikacjach miała miejsce awaria grafiki ekranowej, ale tym razem nie została ona całkowicie naprawiona podczas wyścigu. Nie było między innymi na ekranie na żywo różnic czasowych między kierowcami. Temu winny był system GPS, który też podobno szwankował na torze. Poza tym realizator zapomniał o pokazywaniu środka stawki w czasie rywalizacji. Kilku kierowców niemal w ogóle nie widzieliśmy na ekranach, nie było wiadomo co się dzieje w środku stawki. Dopiero po wyścigu można się było dowiedzieć, że Sainz zespołowo przepuścił Kwiata, gdy ten notował szybsze tempo.
Aktualizacja: Kolejna pozytywna zmiana od Liberty Media. Na oficjalnym kanale Formuły 1 na YouTube pojawił się długi skrót wyścigu (6,5 minuty) z angielskim komentarzem, bez żadnych dodatków jak muzyczka w tle itd. Nie można go udostępnić bezpośrednio na innych stronach internetowych, ale polecam obejrzeć na YouTube pod tym linkiem.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: