Bolidy F1 w sezonie 2016 są niesamowicie szybkie. Zamiast o tym mówić i chwalić nową technologię, to szefostwo F1 zajmuje się idiotycznymi zmianami i cały czas myśli o rewolucji technicznej w 2017 roku, aby przyśpieszyć bolidy.
Lewis Hamilton w Mercedesie przejechał najszybciej jedno okrążenie toru Bahrain International Circuit w historii (szczegóły). W Australii było to tylko 0,4 sekundy wolniej niż rekord toru. Patrząc na te czasy można śmiało założyć, że na minimum połowie torów padną w tym roku rekordy (według mnie takich obiektów będzie więcej). Poza zasięgiem są tylko te osiągnięte na obiektach wymagających dużego docisku aerodynamicznego, jak Barcelona czy Hungaroring. Ale nawet na tych torach tegoroczne bolidy nie będą wiele wolniejsze od rekordowych czasów. Pamiętajmy także, że obecnie w F1 o wiele ściślej pilnuje się limitów toru, a także na wielu obiektach są wyższe krawężniki utrudniające ścinanie zakrętów niż 10 lat temu. Mimo, że sam układ torów się nie zmienił, to te czynniki powodują, że trudniej jest osiągać dobre czasy.
To tempo, jakie prezentują bolidy napędzane hybrydowym silnikiem V6 Turbo, który zużywa o połowę mniej paliwa niż używane w 2004 i 2005 roku (z tego okresu pochodzi większość rekordów torów), silniki V10, powinno być powodem do dumy Formuły 1. Obecne bolidy jeżdżą tak szybko, mimo że są o 100 kilogramów cięższe niż w 2004 i 2005 roku, co bardzo negatywnie wpływa na tempo. Poza tym regulamin techniczny jest teraz o wiele bardziej restrykcyjny, testy w porównaniu do tamtych czasów zostały niemal zlikwidowane. A mimo to bolidy F1 osiągają tak znakomite czasy. To jest temat jakim Formuła 1 powinna się chwalić. Ale tak się nie dzieje…
Formułą 1 chce wprowadzić nowe regulacje techniczne w 2017. Których jednym z celów ma być przyśpieszenie bolidów o 4-5 sekund na jednym okrążeniu. To jest zbyteczny pomysł (więcej na ten temat). Za rok dzięki ciągłemu rozwojowi obecne konstrukcje powinny być jeszcze szybsze. Jeszcze większe przyśpieszenie nic nie da, a na pewno nie poprawi widowiska. Kibice i tak nie zauważą różnicy bez patrzenia na czasy sektorów. A takie zmiany mogą negatywnie wpłynąć na wyprzedzanie. Na pewno negatywnie wpłyną za to na finanse mniejszych zespołów. Zwiększą się też różnice między zespołami. To kolejny temat zastępczy, który nic dobrego nie da Formule 1. Jeszcze w tym miesiącu okaże się co z tymi zmianami. Informacje z Bahrajnu sugerują, że coraz więcej zespołów jest przeciwna zmianom. Ale Ecclestone z Jeanem Todtem mogą je przeforsować.
W Formule 1 za to królują tematy zastępcze, które zamiast poprawiać wizerunek F1, tylko go pogarszają lub ograniczają. Kierowcy, którzy mają miliony osób śledzących ich profile w serwisach społecznościowych nie mogą nagrywać i publikować filmów z toru F1. Czym FOM i Formuła 1 strzelają sobie w stopę, bo to genialna, darmowa reklama i szansa na dojście do nowych widzów. Widzów ubywa, bo wszędzie transmisje telewizyjne przechodzą do coraz to mniej dostępnych i droższych kanałów. Jest szansa na darmową reklamę, ale F1 z niej nie korzysta. O ciągłym blokowaniu filmów na YouTube, czy ostatnio nawet modów do gier przez FOM nawet nie warto wspominać. Posada Ecclestone’a jest bardzo bezpieczna, bo wyniki finansowe cały czas idą w górę, głównie dzięki wyższym kwotom od kodowanych telewizji.
Przez dwa wyścigi sezonu mieliśmy okropnie nudne kwalifikacje. Bo szefostwo F1 przyjmując ten nowy regulamin nie rozumiało, jak wpłynie on na rywalizację. Teraz pojawiają się kompletnie idiotyczne pomysły Berniego Ecclestone’a (on zwykle przesadza by inni zgodzili się na mniej radykalne, ale wciąż radykalne pomysły), jak balast czasowy dla najlepszych czy losowanie miejsc zamiast kwalifikacji. Ecclestone chce zrobić tak, aby faworyci nie startowali do wyścigu z czołowych pozycji. Bo wtedy muszą się przebijać do przodu, co sprawia że wyścigi są ciekawe. Zapomina przy tym, że zawsze w historii F1 najszybsi kierowcy startowali z pierwszych miejsc. Bernie znalazł się pod ścianą jeśli chodzi o oglądalność F1 (ta spadła ponizej 400 mln w 2015, ale nie podano dokładnej liczby, w 2014 było 425 milionów) i chce za wszelką cenę skruszyć dominację Mercedesa takimi zmianami. A w historii F1 były jeszcze większe okresy dominacji jednego zespołu czy kierowcy i wtedy tak głupie pomysły nie były brane pod uwagę.
Zamiast chwalić się tempem, tym jak stosowana przez F1 technologia jest wydajna, to początek sezonu schodzi nam na kolejnych kłótniach i coraz to dziwniejszych pomysłach na zmiany w regulaminach. Sposób podejmowania decyzji jest w F1 bardzo zły i jest dodatkowym czynnikiem, który potęguje to zamieszanie. Ale nie może być tak, że sam szef F1 na nią narzeka publicznie w mediach. Czy prezes Mercedesa powiedziałby kiedyś, żeby nie kupować ich samochodów bo mają ciche silniki itp? Liczę, że kryzys kwalifikacyjny zostanie rozwiązany. Ale jeśli chodzi o zmiany na 2017 rok, to tu może się wiele wydarzyć. Kwiecień będzie gorący jeśli chodzi o politykę w Formule 1.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: