W 2022 roku trwa walka o wpływy między FIA a Liberty Media w Formule 1. Na początku sezonu pojawiło się kilka konfliktów, zaangażowani w niektóre z nich są również kierowcy. Nowe władze FIA chcą pokazać kto tu rządzi.
Mohammed Ben Sulayem w grudniu 2021 roku został nowym prezesem FIA. Jego wygrana w wyborach doprowadziła do sporych zmian w federacji. Dodatkowo wtedy głównym problemem był kontrowersyjny finał sezonu 2021, którym musiały zająć się już nowe władze. W poprzednich latach gdy prezesem był Jean Todt, to FIA i Liberty Media zgodnie współpracowały, nie było praktycznie żadnych konfliktów i różnic zdań w ważnych kwestiach. Ben Sulayem szedł do wyborów z hasłami zmiany, chce zreformować FIA, więc nie może kontynuować takiej polityki, musi stawiać bardziej na swoim, ale to będzie odbijać się na pozycji Liberty Media.
FIA chce pokazać kto tu rządzi. Jedną z oznak jest drobiazgowe przestrzeganie regulaminów przez Nielsa Witticha na początku sezonu. Funkcję dyrektora wyścigów F1 w 2022 roku wymiennie będą pełnić Niels Wittich i Eduardo Freitas, ale drugi z nich zadebiutuje w tej roli dopiero w połowie maja. Wittich pokazał na początku sezonu, że drobiazgowo przestrzega zasad, nie ma u niego miejsca na interpretacje. W ten sam sposób postępują sędziowie. To z jednej strony jest bardzo dobre, bo liczba kontrowersji spada, gdy decyzje są takie same. Z drugiej strony takie podejście może się niektórym nie podobać. Na przykład Fernando Alonso po GP Miami dostał drugą karę od sędziów, ale nie wezwano ani jego ani przedstawicieli Alpine na rozmowę. Dawniej sędziowie regularnie po wyścigu wzywali na rozmowy, dawali możliwość obrony, a dopiero później przyznawali karę. Alpine było niezadowolone z takiego trybu, ale dzięki temu decyzja zapadła znacznie szybciej. Nikt nie mógł spierać się z decyzją sędziów, a FIA pokazała swoją władzę.
With Race Stewards Felix Holter, Gary Connelly, Danny Sullivan and Dennis Dean before the @f1miami Grand Prix@FIA #F1 #MiamiGP 🇺🇸 pic.twitter.com/2oHDaRrOPS
— Mohammed Ben Sulayem (@Ben_Sulayem) May 8, 2022
Podział władzy w F1 wymaga współpracy FIA z Liberty Media
Aktualny podział władzy w Formule 1 wymusza porozumienie Liberty Media z FIA, aby cokolwiek zatwierdzić. Te dwa podmioty mają po dziesięć głosów, a każdy zespół ma jeden głos. W zależności od tego kiedy dochodzi do głosowania i którego ono dotyczy sezonu (aktualnego czy kolejnego), to potrzeba 25 lub 28 głosów, aby coś zatwierdzić. Gdy prezesem FIA był Jean Todt, to wszystko było zgodnie ustalane z Liberty Media i zatwierdzane. Jedyne wątpliwości dotyczyły tego czy będzie wystarczająca liczba głosów poparcia od zespołów. W tym roku podczas zebrania Komisji F1 pod koniec kwietnia, FIA nie zgodziło się na rozszerzenie liczby sprintów do sześciu od 2023 roku (szczegóły). To był pierwszy poważny, publiczny zgrzyt na linii FIA – Liberty Media.
FIA jest bardziej uzależniona od F1 niż odwrotnie
Gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze, bo FIA jest uzależniona od Formuły 1. Wpływy z F1 to zdecydowanie główne źródło dochodu FIA. Bernie Ecclestone wydzierżawił od FIA na 100 lat prawa komercyjne do F1, a w zamian federacja otrzymuje co roku pieniądze. Dodatkowo zespoły F1 muszą płacić bardzo wysokie wpisowe (szczegóły opłat na sezon 2022), a kierowcy opłaty za swoje superlicencje. Wpływy z Formuły 1 stanowią ponad połowę rocznego budżetu FIA i bez tych pieniędzy federacja nie byłaby w stanie funkcjonować. Z drugiej strony sytuacja FIA jest trudna, bo budżet się nie spina. Mohammed Ben Sulayem zapowiadał audyt finansów FIA, który miała przeprowadzić zewnętrzna firma. Z drugiej strony Liberty Media radzi sobie teraz znakomicie, a sytuacja finansowa F1 jest rekordowa z perspektywami na dalsze wzrosty. Prawdopodobnie to właśnie pieniądze stoją za nagłą aktywnością FIA. Federacja będzie chciała większych pieniędzy od F1, a wtedy przestaną przeszkadzać Liberty Media. Tak moim zdaniem ta sytuacja się zakończy, ale wcześniej może dojść do eskalacji konfliktu i prężenia muskułów z obu stron.
Czy Liberty Media może zerwać umowę z FIA?
Kilka dni temu dość szokująca plotkę zamieściło BBC. Opierając się o kilka źródeł podali, że Liberty Media zaczęło aktywnie podważać niezbędność obecności FIA w Formule 1. Szefowie F1 mieli rozpocząć poszukiwanie sposobów na to, aby pozbawić FIA wpływów na F1. Taki ruch wydaje się niemożliwy do wykonania. Prawa komercyjne do F1 są dzierżawione jeszcze na około 80 lat od FIA. Federacja nie pozwoliłaby na oderwanie się F1. W takim wypadku Formuła 1 stałaby się prywatną serią wyścigową, która nie mogła by być mistrzostwami świata i prawdopodobnie musiałaby mieć inną nazwę. Musieliby samodzielnie zajmować się regulaminami. To zbyt skomplikowana sytuacja w którą na pewno zaangażowałaby się międzynarodowe instytucje.
Takie próby działań i rozmowy przedstawicieli Liberty Media to nic innego, jak reakcja na ruchy FIA. Liberty Media pręży muskuły i pokazuje FIA, że nie są im potrzebni i sami sobie poradzą.
Wojna zastępcza o biżuterię i bieliznę
Od bardzo wielu lat regulaminy FIA (Międzynarodowy Kodeks Sportowy) zakazują noszenia biżuterii podczas jazdy samochodem nie tylko w F1, ale ogólnie w nadzorowanych przez nich seriach. Hamilton, który jeździ w F1 od 2007 roku mówił ostatnio, że nigdy to nie było za jego czasów tematem, a przepisy są jeszcze starsze. Za czasów Charliego Whitinga (który był jednym z twórców tych reguł), a potem Michaela Masiego ten temat nie istniał. Podobnie sytuacja wygląda z ognioodporną bielizną. Przepisy odnośnie ubioru kierowców we wszelkich seriach wyścigowych istnieją od bardzo wielu lat. W ostatnich sezonach na ten temat nic w F1 się nie mówiło, a FIA nie kontrolowała co kierowcy ubierają pod kombinezon.
Podczas GP Australii 2022 na spotkaniu z kierowcami Niels Wittich przypomniał o tych dwóch zasadach, co wzbudziło spory opór u kilku zawodników. Od GP Miami wszyscy muszą przestrzegać zasad, a zespoły muszą o tym informować w dokumentach dotyczących zgłoszenia do udziału w weekendzie na takich samych zasadach, jak bolidy. Teoretycznie gdyby sędziowie odkryli, że dany kierowca ma założoną złą bieliznę, albo miał biżuterię, to groziłaby mu dyskwalifikacja, podobnie jak za nielegalne rozwiązanie w samochodzie. Przygotowano także taryfikator bardzo wysokich kar finansowych za biżuterię.
W pełni rozumiem FIA, bo takie przepisy są w regulaminie i trzeba ich przestrzegać. Są to kwestie związane z bezpieczeństwem, więc tym bardziej są ważne. Natomiast przez wiele lat to nie był problem, nie było z powodu biżuterii (kierowcy miewali obrączki, wisiorki czy kolczyki) i bielizny żadnych niepożądanych skutków dla zdrowia zawodników. FIA zwykle zaostrza regulamin lub kontrole, gdy wydarzy się jakiś wypadek. Teraz po prostu odkurzyli istniejące przepisy. To jest tak zwana wojna zastępcza na linii FIA – kierowcy. FIA w ten sposób pokazuje kto tu rządzi nie tylko zawodnikom, ale również Liberty Media.
Sprawa z biżuterią i bielizną nie jest zakończona. Pojawiają się głosy, że FIA dopuści noszenie obrączek na palcu, a być może jeszcze przedmiotów religijnych. Hamilton dostał dwa tygodnie na usunięcie kolczyka z nosa, bo to wymaga drobnego zabiegu. Nie wiadomo czy faktycznie to zrobi, czy ugnie się pod presją FIA, czy jednak wywalczy zwolnienie. Kierowcy chcieliby podpisywać dokumenty w których braliby na siebie wszystkie niepożądane skutki noszenia biżuterii. Cała sprawa jest mocno rozdmuchana z powodu tego, że ma ona swoje drugie dno.
Kierowcy mogą stać się trzecią stroną konfliktu
Kierowcy Formuły 1, którzy są zrzeszeni w stowarzyszeniu GPDA mogą stać się trzecią stroną konfliktu. Ich stosunki z Liberty Media i szczególnie z FIA uległy w tym roku wyraźnemu pogorszeniu. Do tej pory kierowcy starali się coś działać i próbować zmienić F1, ale w każdej sytuacji ostatecznie przegrywali, a ich postulaty były odrzucane. W tym roku były cztery poważne punkty sporne: próba bojkotu GP Arabii Saudyjskiej z powodu zamachu terrorystycznego, niezadowolenie ze zmian w układzie weekendu (w czwartek mają tyle obowiązków co dawniej), sprawa z biżuterią i bielizną, a także chęć zmiany betonowej bariery na torze w Miami. W każdej z tych sytuacji kierowcy początkowo protestowali, ale wychodzili ze sporu z niczym. W Arabii zostali przekonani do startu, w Miami bariera została, układ weekendu się nie zmienia, a FIA nie odpuszcza z biżuterią i bielizną. Dwie ostatnie sprawy jeszcze mogą w pewnym stopniu ulec zmianie, ale ewentualne ustępstwa FIA nie będą duże.
Jeżeli dojdzie do kolejnego sporu, to tym razem kierowcy powinni twardo postawić na swoim. Mieliśmy w historii F1 próby bojkotów wyścigów, a zawodnikom udawało się w pewnych sprawach przeforsować oczekiwane przez nich zmiany. Obecnie kierowcy starają się o różne sprawy, ale ostatecznie przegrywają. Władze sportu niezbyt się liczą z ich zdaniem, więc chcąc wpłynąć na zasady panujące w Formule 1, to kierowcy muszą twardo postawić na swoim.
Podsumowanie
Nie ma realnych możliwości na całkowite rozejście się FIA i Liberty Media. Te dwa podmioty będą ze sobą dalej współpracować przy Formule 1, ale nie można wykluczyć modyfikacji porozumienia, które było ustalane wiele lat temu przez Maxa Mosley’a i Bernie’go Ecclestone’a, W kolejnych miesiącach tego roku możemy być świadkami kolejnych sporów w Formule 1, które trzeba będzie interpretować jako walkę o władzę i przywileje. Zobaczymy czy FIA ugnie się przed Liberty Media i kierowcami, czy dalej będą starali się pokazywać kto tu rządzi. Prawdziwym testem dla całej F1 będzie jakaś afera techniczna lub sportowa. Gdyby jeden z zespołów miał rozwiązanie techniczne z szarej strefy, to ciekawe w jaki sposób FIA rozwiązałoby sytuację.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: