Fascynujące są przepychanki zespołów, producentów silników oraz Berniego Ecclestone’a związane z chęcią wyrównania osiągów wszystkich jednostek napędowych. Bernie Ecclestone na posiedzeniu grupy strategicznej F1 w tym tygodniu zaproponuje powrót od 2016 roku (regulamin na 2015 nie może już zostać zmieniony) silników V8 lub nawet V10 (ale to jest wykluczone), którym tylko doklejano by nazwę hybryda. A obecne rozbudowane systemy odzyskiwania energii zostały zastąpione czymś dużo prostszym.
Obecne reguły silnikowe są znane od kilku lat i mają obowiązywać minimum do 2020 roku. Producenci wydali na projekty tych jednostek napędowych setki milionów euro. Honda wchodzi do F1 tylko ze względu na te przepisy. Volkswagen analizuje możliwość ruszenia z własnym projektem. A tu pojawiają się pomysły porzucenia zmian zaledwie po dwóch latach. Tylko w F1 możliwe są takie absurdy. Mercedes po prostu wykonał najlepszą robotę. Mieli największy budżet, najwięcej pracowników, wcześnie zaczęli prace projektowe i stąd ich sukces. Co najważniejsze przez cały rok FIA nie zakwestionowała legalności żadnych elementów ich jednostki napędowej. Więc nie można karać ich wysiłków zmianą reguł, bo innym się nie udało i chcą zyskać przy zielonym stoliku. Silników nie da się rozwijać w nieskończoność, więc różnice będą stopniowo maleć. Liczba dozwolonych zmian w projekcie jest bardzo rozbudowana (KLIK) i spokojnie da się nadrobić straty. Ale jeśli Ferrari i Renault dopiero w okresie wakacji 2014 zaczęli poważnie testować silniki na sezon 2015, to jest to już ich problem. Powinni to zrobić już w marcu. Podobno główny problem zarówno Ferrari i Renault to brak czasu. Nie zdążą wszystkiego przetestować przed początkiem sezonu 2015 i homologacją silników. I mogą nawet przez to nie wykorzystać wszystkich dozwolonych zmian.
Sukces Hondy to najgorsze co może spotkać Ferrari i Renault. W tej chwili jeden Mercedes jest wyraźnie z przodu stawki, więc glosy nawołujące do zmian reguł są bardzo słyszalne. A gdyby Honda również zrobiła dobry silnik, to będzie ostatecznym dowodem, że Ferrari i Renault przegrały w uczciwej rywalizacji.
Grupa strategiczna F1 decyduje o przepisach w F1. To nowy twór, którym interesuje się Unia Europejska bo łamie on zasady konkurencyjności, ale to już temat na inny wpis. W grupie są FIA (6 głosów), Bernie Ecclestone (6 głosów) oraz 6 czołowych zespołów (po 1 głosie każdy). Potrzeba zwykłej większości do przegłosowania danej zmiany regulaminowej. Bernie jest za zmianami, FIA przeciw. A więc potrzeba 4 głosów zespołów. I tu Bernie nie uzbiera tylu sojuszników. Red Bull i Ferrari mogą być za, ale Mercedes, Williams, Lotus i McLaren już nie. Nawet gdyby zmiana przeszła przez tę grupę, to później jest komisja F1 z innymi członkami i innym podziałem głosów. Tam szanse na przegłosowanie tej zmiany są już większe. Następnie pozostaje już tylko zatwierdzenie zmiany przez FIA. Więc szanse na powodzenie pomysłu Ecclestone/a są niewielkie, bo klienci Mercedesa i Hondy nie poprą tych zmian. Ale takie podejście ze skrajnymi propozycjami powoduje, że jakiś kompromis musi być wypracowany.
Mercedes obawiając się przegłosowania – na co są jak wspomniałem niewielkie szanse – ma zaproponować kolejne skrajne rozwiązanie. Według Sport Bild zaproponują dostarczanie całej stawce swoich systemów odzyskiwania energii. Silnik spalinowy pozostali producenci nadal mieliby swoje. Pod tym względem różnice są najmniejsze. Ale już systemy odzyskiwania energii były identyczne. Mercedes tym samym okazuje gest dobrej woli. Gdyby ta propozycja przeszła, to oznaczałaby dodatkowy i to spory dochód dla Mercedesa. I kontrolę nad rywalami. W końcu to było projektowane pod Mercedesa i ich bolid, to oni kontrolują oprogramowanie i dalszy rozwój. Reszta tylko otrzymywałaby gotowe części i musiała dostosować do nich swoje konstrukcje. Dzięki temu również inżynierowie Mercedesa uzyskaliby dostęp do silników spalinowych konkurencji.
Wyobraża sobie ktoś Ferrari używające w dużej części silnika od innego producenta, bo ich projekt był zbyt mało wydajny? Ja nie.
Dlatego bardzo prawdopodobne jest podjęcie podczas posiedzenia grupy strategicznej F1 innych propozycji. Mniej radykalnych i tu widzę szanse na przegłosowania.
Przy okazji tej sytuacji oczywiście nie myśli się o najmniejszych zespołach. Zezwolenie na rozwój w trakcie sezonu (co jest prawdopodobnym kompromisem) doprowadzi do wzrostu kosztów. A więc wzrosną rachunki dla zespołów klienckich. Powrót do starych silników to teoretycznie mniejsze koszty samych jednostek napędowych. Ale trzeba po dwóch latach znowu kompletnie zmienić budowę podwozia bolidów. Gdybym ja był osobą decyzyjną, to rozluźniłbym zasady rozwoju w trakcie sezonu, niech najwięksi krzykacze mają większą możliwość rozwoju i dogonienia Mercedesa (który też musiałby mieć możliwość rozwoju w trakcie sezonu). Ale jednocześnie niech ci producenci obniżą rachunki za swoje jednostki napędowe dla zespołów klienckich. Takie finansowe fair-play w F1. Stać cię na większe wydatki na rozwój jednostek napędowych w trakcie sezonu? To również stać cię na sprzedaż swoich produktów po niższej cenie. Wtedy prawie wszyscy byliby zadowoleni.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: