Luca di Montezemolo poinformował oficjalnie, że odchodzi z Ferrari. W połowie października przestanie być prezesem całego Ferrari, a jego obowiązki przejmie Sergio Marchionne, obecny dyrektor operacyjny Fiata. To wszystko ma związek z przekształceniami wewnątrz firmy. Zmiany cały czas dotykają również zespołu F1. Kończy się pewna ery w Ferrari i w całej Formule 1. Wydaje mi się, że to nie koniec zmian w zespole. I jeszcze w tym roku dojdzie do jednego bardzo istotnego transferu.
W tej chwili szefem zespołu F1 jest Marco Mattiacci, którego doświadczenie związane z F1 sięga niecałe pół roku wstecz. To typowy menadżer, którego zadaniem jest poukładanie spraw wewnątrz zespołu. I wydaje się, że sobie z tym radzi. Szefem całego Ferrari został Sergio Marchionne, który również nie był wcześniej związany z F1. Jego zadaniem będzie jeszcze ściślejsze połączenie firm i wykorzystanie marki i znakomitych zysków Ferrari do poprawy wyników finansowych całej grupy Fiat Chrysler Automobiles. Prawdopodobnie, aby zmaksymalizować zyski zerwie z limitem 7000 samochodów produkowanych rocznie, który wymyślił Montezemolo. Marchionne powiedział, że jego zdaniem uda się sprzedawać 10 000 samochodów rocznie. Marchionne ma bardzo dobre stosunki z Philipem Morrisem, zasiada w zarządzie koncernu. Za rok wygasa niezwykła umowa Ferrari z tym producentem papierosów. Philip Morris co roku przelewa na konto Ferrari 100 mln $. W zamian z uwagi na zakaz reklamy wyrobów tytoniowych nie otrzymuje miejsca na swoje logotypy. Nie ma już też kodu kreskowego na bolidach. Natomiast czerwone malowanie samochodów Ferrari wciąż kojarzy się z Marlboro. Jak ktoś w Philipie Morrisie pomyśli logicznie, to nie będą kontynuować tej umowy. W końcu Ferrari nie zmieni malowania bolidów. Więc nadal będzie się kojarzyć z Marlboro.
Czas na szefa zespołu z prawdziwego zdarzenia?
Wydaje mi się, że gdy tylko będzie to możliwe to Ferrari zatrudni szefa zespołu F1 z odpowiednim doświadczeniem na tym stanowisku. Oczywiście pierwszym wyborem byłby Ross Brawn. Ale on cały czas dementuje wszelkiego typu plotki o powrocie do F1. Chodź nie wyklucza niczego. Dlatego idealnym kandydatem jest Bob Bell. Bell odejdzie z Mercedesa w listopadzie. Jego rezygnacja znana jest od dawna, nie pracuje już nad projektami związanymi z F1. Bell ma ogromne doświadczenie w F1: McLaren, Benetton, Jordan, Renault. W Renault pracował nad mistrzowskimi bolidami w latach 2005-2006. Był również szefem zespołu pod koniec 2009 roku. Później dołączył do Mercedesa. Jest jedną z osób odpowiedzialnych za tegoroczne sukcesu zespołu z Brackley. Bell pracował wcześniej zarówno z Jamesem Allisonem, jak i z Fernando Alonso. Do tego zna wszystkie sekrety obecnej formy Mercedesa. Bell według plotek miał już prowadzić rozmowy z Ferrari. Dlatego wydaje mi się, że jego angaż w Ferrari to tylko kwestia czasu.
Bob Bell byłby idealnym kandydatem do układanki w zespole. Jako, że ma ogromną wiedzę dotyczącą konstrukcji bolidów, to po jego przyjściu mógłby wyręczyć Jamesa Allisona w wielu pracach związanych z zarządzaniem ludźmi. Allison mógłby się w pełni skupić na projektowaniu bolidu. Marco Mattiacci w takiej sytuacji mógłby awansować na stanowisko szefa całego Ferrari. W końcu sprzedaż samochodów i zarządzanie to jest to na czym się najlepiej zna. Stanowisko to w październiku obejmie Sergio Marchionne. Ale można się spodziewać, że robi to tylko tymczasowo. W końcu jest szefem całej grupy Fiat Chrysler Automobiles. I głównie skupia się na kierowaniu całą firmą.
Pozycja Ferrari w F1
Ferrari ma obecnie zdecydowanie najbardziej dominującą pozycję w F1. Montezemolo groźbami odejścia Ferrari z zespołu i znajomością z Berniem Ecclestone wywalczył dla zespołu wiele przywilejów. W końcu 10 lat temu w szczycie dominacji Ferrari w F1 nikt nie wyobrażał sobie tego sportu bez czerwonych bolidów. Dlatego Montezemolo mógł twardo negocjować. Ferrari dostaje co roku ponad 100 mln $ bonusu za samo uczestniczenie w Formule 1. W tym roku ma to być 120 mln $. Oprócz tego oczywiście uczestniczy w zwykłym podziale środków z FOM. Do tego ma możliwość weta wszelkich zmian regulaminowych. Teraz pozycja w Ferrari w F1 jest wyraźnie mniej znacząca niż kilka lat temu. Dlatego sądzę, że Bernie będzie chciał to wykorzystać i obciąć im te przywileje.
Co dalej?
Ferrari na papierze jest dream-teamem. Mają ogromny, praktycznie nieograniczony budżet. Mnóstwo pracowników, znakomitą fabrykę. Świetnych kierowców, znanych inżynierów. Teoretycznie powinni być na szczycie, ale rok w rok powtarza się ten sam scenariusz. Ich rywale bardzo wysoko postawili poprzeczkę i nie chcą odpuścić. Ferrari przegapiło szansę, jaką dała im duża zmiana przepisów na 2014 rok, w czym zawinił również Montezemolo. Który powinien wzorem Mercedesa dużo wcześniej przerzucić zasoby na sezon 2014. Nie liczę na powrót mistrzowskiego Ferrari w 2015 roku. Muszą poczekać i wykorzystać kolejną zmianę reguł technicznych, która nastąpi w 2016 lub w 2017 roku. Natomiast tu jest główny problem Ferrari: oni muszą wygrywać tu i teraz. Nie planują długoterminowo, jak to zrobił Red Bull, Mercedes, a teraz McLaren. Nie poświecą jednego sezonu na kolejne zmiany. I pewnie znowu wyjdzie tak, że będą tą drugą lub trzecią siłą i czegoś zabraknie do mistrzostwa.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: