Dość niespodziewanie jedna wypowiedź spowodowała, że Carlos Sainz znalazł się w centrum uwagi mediów. Wszystko jest związane z jego kontraktem i planami na przyszłość samego Sainza oraz Red Bulla.
Podczas czwartkowej konferencji prasowej przed GP Austrii 2017, Carlos Sainz powiedział, że jest mało prawdopodobne, aby w kolejnym sezonie jeździł w Toro Rosso. Jego celem jest jazda w Red Bullu w 2018 roku i rywalizacja o miejsca na podium i o zwycięstwa. Jeśli do tego nie dojdzie, to pozostanie w Toro Rosso na czwarty sezon jest mało prawdopodobne i nie zamierza odrzucać pojawiających się okazji.
W piątek szef zespołu Red Bulla Christian Horner powiedział, że Sainz ma kontakt na kolejny sezon. W kontrakcie Carlosa Sainza była opcja przedłużenia na rok 2018 i na rok 2019. Red Bull niedawno skorzystał z pierwszej z nich. Horner dodał także, że jest mało prawdopodobne, aby zgodzili się wypożyczyć Sainza na rok do innego zespołu. Fabryczna stajnia Renault jest teraz na poziomie Toro Rosso, więc nie ma to żadnego sensu. Przy okazji Horner powiedział, że bez wsparcia Red Bulla Carlosa Sainza nie byłoby w ogóle Formule 1 i nie powinien mówić takich rzeczy.
W tej sprawie podczas piątkowej konferencji prasowej wypowiedział się szef Toro Rosso – Franz Tost. Tost powiedział, że Sainz ma kontrakt z Red Bullem i to Red Bull decyduje o tym, gdzie będzie jeździł. Red Bull sfinansował całą karierę Sainza i nie mają żadnego w interesu w tym, aby puścić go do innego zespołu. W przypadku Tosta to nadzwyczaj ostra wypowiedź.
Jeszcze ostrzej całą sprawę skomentowało Helmut Marko, który nadzoruje cały program rozwoju młodych kierowców Red Bulla. Poinformował, że kontrakt został przedłużony, a Sainz dostał potwierdzenie na piśmie. Marko dodał, że nie gryzie się ręki, która cię karmi. Według Marko, Sainz powinien skupić się na jeździe, bo ostatnio przegrywa kwalifikacje z Daniiłem Kwiatem, a w tym roku (Sainz) popełnił już kilka głupich błędów. Bez wsparcia Helmuta Marko i Dietricha Mateschitza, Sainza nie byłoby w Formule 1.
Carlos Sainz zaczął prostować swoje słowa z czwartku, mówiąc że jego celem jest jazda w głównym zespole Red Bulla. Jest zdziwiony wypowiedziami szefów, ale z jego strony nie ma zaskoczenia. Bo jeżdżąc dalej w Toro Rosso niczego się już nie nauczy. I chce awansować do głównego zespołu.
Co zrobi Carlos Sainz?
Carlos Sainz miał poważną ofertę z zespołu Renault na sezon 2017. Ostatecznie nie podpisał tego kontraktu i nie został partnerem Nico Hulkenberga, bo Red Bull mu na to nie pozwolił. Sainz ma wieloletni kontrakt z Red Bullem i jego macierzysty zespół nie chce go wypuścić do innego zespołu, bo widzą w nim duży talent i chcą aby w przyszłości jeździł w ich głównym zespole. Jak widać z powyższych wypowiedzi może jeździć w zespołach Red Bull nawet do końca 2019 roku. Problem jest taki, że nic nie wskazuje na to, aby Daniel Ricciardo lub Max Verstappen odeszli z Red Bulla po sezonie 2017. Obaj mają obowiązujące umowy na kolejny sezon, a według zapewnień nie ma w nich opcji umożliwiających odejście po tym sezonie. W takim scenariuszu Sainz jest skazany na jazdę w juniorskim zespole w oczekiwaniu, aż zwolni się dla niego miejsce w głównej stajni. Nie ma na to gwarancji i nie wie kiedy się to stanie. W Toro Rosso więcej się już nie nauczy, a ten zespół nie będzie walczył o czołowe pozycje. Stąd pojawia się u niego frustracja.
W minionym roku Carlos Sainz Senior powiedział, że jego syn na sezon 2018 musi znaleźć się w lepszym zespole, bo dalsza jazda w Toro Rosso nic mu nie da. Do tej pory nie było kierowcy, który spędziłby cztery sezony w tej stajni. Red Bull zwykle po dwóch, a maksymalnie trzech latach podejmuje decyzje. Albo dany kierowca jest ich zdaniem zbyt słaby i z niego rezygnują, albo awansują do głównego zespołu. Do tej pory wszyscy z których zrezygnowali, szybko pożegnali się z Formułą 1. Problem jest w tej chwili taki, że w głównym zespole nie ma wolnych miejsc. Z drugiej strony Pierre Gasly powinien w 2018 roku jeździć dla Toro Rosso. To kolejny z ich wychowanków, który wygrał serię GP2 w 2016 roku, a teraz startuje w japońskiej Super Formule. On nie może dłużej czekać i powinni awansować go do Formuły 1 w 2018 roku. W jeszcze gorszej sytuacji jest Daniił Kwiat, który od 2014 roku jeździ w F1 w Toro Rosso, potem w Red Bull i znowu w Toro Rosso. Dla niego ten sezon to naprawdę ostatni dzwonek, aby awansować wyżej.
Carlos Sainz na pewno jest kierowcą, którego usługami byłyby zainteresowane inne zespołu. Kontrakt z Red Bullem wszystkich odstrasza, bo ewentualne wykupienie umowy byłoby zbyt drogie. Z drugiej strony jego dalsza jazda w Toro Rosso nie ma sensu i gdyby został w tym zespole na kolejny sezon, to możemy być pewni, że nie będzie z tego zadowolony. Sainz mógłby zachowywać się ostrzej, czym doprowadziłby do puszczenia go do innego zespołu w ramach zasady, że z niewolnika nie ma pracownika. To jest jednak zbyt ryzykowna strategia, bo nie daje gwarancji, że tak się stanie. Ryzykowałby definitywne pożegnanie się z F1. To wszystko sprawia, że Sainz znalazł się w bardzo specyficznej sytuacji.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: