Formuła 1 stara się poprawić regulacje, aby była możliwa jazda przy większych opadach deszczu, ale z mizernym skutkiem. Testy osłon na koła były klapą, Pirelli przyznało, że ich opony deszczowe są nieudane, a obecna generacja bolidów zwiększyła ilość wody rozpylanej w czasie jazdy. Nie ma sposobu, aby to poprawić.
Aktualnie wyścigi F1 nie odbywają się w trakcie dużych opadów deszczu. Najczęściej takie okresy są przeczekiwane w garażach przy czerwonej fladze, a gdy dyrekcja wyścigu wznawia rywalizację, to wkrótce następuje zmiana z opon deszczowych na przejściowe. Nie ma w tym przypadku, bo aktualne opony deszczowe nie są wystarczająco dobre, a gdy na torze jest dużo wody, to za jadącymi bolidami unosi się jej zbyt dużo, co utrudnia widoczność i sprawia że jazda jest bardzo niebezpieczna. Kilkanaście lat temu rywalizacja F1 odbywała się w trakcie dużych opadów, albo gdy na torze były spore kałuże wody. Nie rywalizowano tylko w czasie naprawdę bardzo dużych opadów, które zdarzały się np. w Malezji czy w Japonii. Kibice często przypominają pojedynek Kubicy z Massą na Fuji w 2007 roku, bo wtedy tor był bardzo mokry. Nie można tego porównywać z obecnymi czasami, bo sytuacja mocno się zmieniła z powodu ewolucji regulacji technicznych. W 2008 roku zakazano kontroli trakcji, potem nastąpiło przejście na opony typu slick, to zwiększyło różnicę między nimi a deszczówkami. W 2011 roku pojawiły się opony Pirelli, a ich deszczówki od początku były krytykowane przez kierowców. Następnie w 2017 roku poszerzono samochody i opony, co bardzo zwiększyło ilość wody podnoszonej przez jadące samochody. Od 2022 roku sytuacja jest jeszcze trudniejsza, bo samochody oparte o efekt przyziemny wyrzucają więcej wody spod podłogi. Doświadczeni kierowcy jasno mówią, że aktualna generacja bolidów jest najgorsza jeśli chodzi o jazdę w deszczu. FIA próbuje coś w tej sprawie zmienić, ale nie należy się spodziewać szybko pozytywnych efektów.
Nieudane testy osłon na koła
FIA chcąc ograniczyć ilość wody podnoszonej przez bolidy F1, która ogranicza widoczność dla kierowców, przeprowadziła ciekawy test pod koniec lipca na torze Silverstone. Na sztucznie nawodnionym odcinku tego obiektu, Mick Schumacher jeździł tegorocznym Mercedesem W14 z zamontowanymi testowymi osłonami na koła. Możecie zobaczyć je na udostępnionych przez FIA grafikach w tym tekście. Równolegle Oscar Piastri jeździł tegorocznym McLarenem MCL60 bez żadnych modyfikacji. FIA wszystko nagrywało i sprawdzało czy opracowane osłony poprawią widoczność. Piastri jeździł również blisko za Schumacherem, żeby sprawdzić jak to wpływa na widoczność kierowcy. Testowane osłony okazały się jednak porażką. Nie odnotowano zauważalnego zmniejszenia pióropuszu wody za jadącym bolidem. Współczesne samochody oparte o efekt przypowierzchniowy wyrzucają za sobą mnóstwo powietrza spod podłogi przez dyfuzor, w czasie deszczu są to bardzo duże ilości wody, a ten obszar bolidu nie był zasłonięty. Same osłony na koła również nie dały zauważalnej różnicy i z opon dalej wylatywało dużo wody.
Plan FIA zakładał, że zespoły będą mieć do dyspozycji takie osłony na tyle koła, które będą miały standardową konstrukcję i będzie się je szybko zakładać (5-10 minut). W przypadku bardzo trudnych warunków atmosferycznych jak np. GP Belgii 2021, takie osłony byłyby obowiązkowo zakładane, a gdy sytuacja na torze ulegnie poprawie zdejmowane. FIA opracowało osłony na wszystkie cztery koła, a pierwotnie mówiono tylko o tylnej osi. Osłony jak widać na grafikach za każdym kołem były zamontowane blisko nawierzchni, a na tylnej osi dodatkowo nad kołami. Te osłony muszą być stabilne i wytrzymałe, a także nie wpływać negatywnie na aerodynamikę samochodów, dlatego ich zaprojektowanie jest trudne, a rozmiar ograniczony.
Eksperci FIA są jednak częściowo zadowoleni z testu, bo sprawdzili jak działał prototyp i mogli zebrać dane do prac nad kolejną wersją. Planują kolejny test drugiej wersji osłon za kilka miesięcy. Osobiście nie liczę na to rozwiązanie, bo trudno będzie przygotować skuteczną konstrukcję. Jeśli się uda, to musi być jeszcze zatwierdzona przez zespoły i dodana do regulaminu. Aktualne regulacje techniczne obowiązuje do 2025 roku, a później będą zupełnie inne samochody i nie wiadomo czy takie osłony będą jeszcze potrzebne.
Pirelli przyznało, że ich opony deszczowe są nieudane. Planują nowy typ opon na deszcz
Po tegorocznym GP Belgii doszło do przełomu, bo Mario Isola z Pirelli pierwszy raz przyznał, że ich opony deszczowe są nieudane. Kierowcy narzekali na nie od dekady, Pirelli najczęściej tłumaczyło się, że nie mają jak testować takich opon i ich rozwijać. W zimie mocno pracowali na nowymi oponami deszczowymi, które wprowadzono w tym sezonie od GP Monako. Te opony są lepsze od poprzednich, ale nie jest to wielka poprawa. Kierowcy dalej na nie narzekają, a Mario Isola pierwszy raz przyznał im rację. To jest odpowiedź na to dlaczego zawody F1 najczęściej przebiegają w taki sposób, że są wznawiane, gdy warunki są już na tyle dobre, że korzysta się z opon przejściowych.
Pirelli zakłada, że opony deszczowe powinny być używane, gdy czasy okrążeń na mokrym torze spadają o około 15% w stosunku do tempa na suchym torze. Na torze Spa-Francorchamps kierowcy woleli używać opon przejściowych, a dopiero gdy tempo było o 20% wolniejsze, to wtedy lepsze były pełne deszczówki. Tak nie może być, bo w ten sposób takie opony stają się zbyteczne. Stąd nowy pomysł Pirelli, aby zrobić opony nazwane „super-przejściowymi”, które miałyby odprowadzać więcej wody i mieć szerszy temperaturowy zakres pracy. Zrezygnowano by z dwóch obecnych typów opon na deszcz i wprowadzono nowe „super-przejściówki”. W ten sposób Pirelli zmniejszyłoby liczbę opon wożonych na każdy tor. Pirelli chce wkrótce przedstawić taką propozycję zespołom, ale daleka droga do wprowadzenia. Aktualnie trwa przetarg na dostawcę opon dla F1 od 2025 roku. Jak Pirelli przegra z Bridgestone, to ich pomysł od razu upadnie. Jeżeli Pirelli zostanie, to będzie musiało takie opony długo testować, więc pewnie wprowadziliby je w 2026 roku, gdy planowane są nowe rozmiary opon.
Aktualne bolidy są największym problemem
Nawet gdyby Pirelli produkowało teraz bardzo dobre opony deszczowe, to aktualna sytuacja z rywalizacją na mokrym torze nie uległaby zmianie, bo głównym problemem jest zbyt słaba widoczność. Bolidy oparte o efekt przypowierzchniowy rozpylają za sobą więcej wody niż poprzednie generacje i nie ma realnego sposobu, aby to zmienić. Gdy wody na torze jest niewiele, to rywalizacja jest bardzo ciekawa, ale jak jest jej więcej, to z powodu zbyt słabej widoczności nie ma co liczyć na przeprowadzenie wyścigu. Trochę lepiej wygląda sprawa z kwalifikacjami, bo wtedy kierowcy najczęściej nie jadą blisko siebie. Nie widać niestety nadziei na szybką poprawę. W kolejnych latach bolidy przyśpieszą, a to zwykle będzie oznaczało jeszcze lepiej pracujące podłogi i więcej wody wyrzucanej z dyfuzora w czasie deszczu. Dopiero w 2026 roku możemy liczyć na zmianę, bo planowane jest zwężenie bolidów i kół, a tylko te dwie rzeczy pozwolą ograniczyć rozprysk wody za samochodami. Do tego czasu trzeba się nastawić na to, że w przypadku dużych opadów deszczu, kierowcy będą czekać w alei serwisowej.