Gdyby spytać przypadkowych ludzi z czym kojarzy im się Formuła 1, to jedną z najczęściej padających odpowiedzi byłyby wielkie pieniądze. Budżety zespołów F1 są wyraźnie niższe niż jeszcze w 2007 czy 2008 roku, gdy przekraczały 400 mln $ rocznie. Obecnie w F1 utrzymuje się bardzo zła tendencja. Najbogatsze zespoły nie mają problemów z pieniędzmi. A pozostałe, mające zdecydowanie niższe budżety mają je.
Na początek uwaga techniczna. Wszystkie sumy podaję w dolarach. Kwoty w wielu zestawieniach padają w dolarach, euro lub funtach. Różnice w kursach tych walut są dość wyraźne. Dolar jest najsłabszą walutą, dlatego te liczby mogą dla niektórych wydać się zbyt duże, jeśli gdzieś widział zestawienia w euro czy funtach.
Kolejna uwaga techniczna dotyczy silników. Szacuje się, że opracowanie silnika V6 Turbo może przekroczyć 100 mln $. Te pieniądze nie wliczają się do budżetów zespołów. Renault nie ma zespołu. Mercedes ma osobną firmę, która robi silniki. Jedyny znak zapytania jest w przypadku Ferrari, ale oni też na pewno nie wliczają tych pieniędzy do budżetu zespołu. Mniejsze zespoły kupują niektóre podzespoły np. skrzynie biegów. Nie produkują i nie opracowują ich samodzielnie. Przez co ich koszty są mniejsze, niższe od zespołów które to robią. Wiele mniejszych zespołów współpracuje z bogatszymi zespołami, dzięki czemu udaje się nieco ograniczyć koszty.
Budżety zespołów Formuły 1 w sezonie 2012:
L.P. | Zespół | Budżet | Kondycja finansowa |
1. | Red Bull | 325 mln $ | Bardzo dobra |
2. | Ferrari | 240 mln $ | Bardzo dobra |
3. | McLaren | 240 mln $ | Bardzo dobra |
4. | Lotus | 190 mln $ | Zła |
5. | Mercedes | 225 mln $ | Dobra |
6. | Sauber | 104 mln $ | Zła |
7. | Force India | 100 mln $ | Stabilna |
8. | Williams | 145 mln $ | Stabilna |
9. | Toro Rosso | 110 mln $ | Dobra |
10. | Caterham | 90 mln $ | Stabilna |
11. | Marussia | 105 mln $ | Zła |
Kolejność zespołów w tabelce jest na podstawie ubiegłorocznej klasyfikacji generalnej. Dane dotyczą sezonu 2012. Williams, McLaren i Lotus opublikowały w tym roku dane finansowe i liczby ich dotyczące są bardzo dokładne. Pozostałe to szacunki znalezione na różnych stronach. Kolumna z kondycją finansową to już tylko moje osobiste zdanie, w końcu na tym blogu na być subiektywnie. Jak ktoś się nie zgadza, to chętnie przeczytam kontrargumenty. Tego typu opracowanie nigdy nie będzie w pełni dokładne.
Red Bull na zdecydowanie największy budżet. I to mimo tego, że wydatki Red Bulla na F1 spadły. To dzięki osiąganym sukcesom. Tylko od FOM zarobili więcej niż 100 mln $ za zwycięstwo w klasyfikacji generalnej. Sponsorzy zespołu wykładają nieco więcej, a to co brakuje pokrywa sam Red Bull. Opłaca się to, bo korzyści marketingowe są ogromne.
Ferrari i McLaren przynoszą spore zyski. Dochody od FOM i od sponsorów przewyższają wydatki na zespół F1. W 2011 roku McLaren zarobił na czysto 35 mln $. Ferrari zarabia więcej, ale też musi rozwijać silnik, więc zysk może być podobny.
Lotus wydaje zdecydowanie więcej niż zarabia. W zeszłym roku zespół zanotował rekordową stratę 86 mln $. Pokrywa to Lopez i Genii, ale muszą wreszcie znaleźć nowego inwestora. Umowa z Infinity Racing Partners Limited wciąż nie jest podpisana. A ogłosili ją, dawno temu. Bo jeżeli Lopezowi nagle znudziłby się zespół, to pozostawiłby go w fatalnej kondycji, ze sporymi długami.
Mercedes wyraźnie zwiększył budżet i od razu widać wyniki. Oni też nie zarabiają na F1 i Daimler dokłada do interesu. A przecież finansują jeszcze rozwój nowego silnika. Ale tutaj finanse są stabilne. Do zespołu wszedł Toto Wolff, pozyskali sporego sponsora – Blackberry. W tym roku powinni zająć wyższe miejsce w klasyfikacji, więc i wpływy z FOM wzrosną. Ale z koncernami nigdy nic nie wiadomo, mogą podjąć głupią decyzję z dnia na dzień.
Williams ma najbardziej stabilny i rozsądny budżet, przynoszą co roku niewielkie zyski. Jest notowany na giełdzie. Zagrożeniem jest to, że są uzależnieni od PDVSA, które płaci im 46 mln $ rocznie. Gdy Maldonado odejdzie, to zaczną się kłopoty finansowe. Force India jest w podobnej sytuacji, ale ma mniejszy budżet. Toro Rosso natomiast jest finansowane przez Red Bulla. Ale sporo pieniędzy zarabiają od sponsorów i od FOM, więc Red Bull wiele na nich nie wydaje.
Problem jest z budżetem dwóch najsłabszych ekip. Mike Gascoyne powiedział w tym roku, że Caterham ma 50 mln funtów budżetu. Co w dużym zaokrągleniu daje około 90 mln $. Oni są w niezłej sytuacji, bo dostają pieniądze od FOM, a także mają kilku znaczących sponsorów. Na pewno przynoszą straty, ale niewielkie, rzędu kilku milionów rocznie. Tony Fernandes takie pieniądze pokrywa od ręki. Zespół F1 kosztuje go nieporównywalnie mniej niż klub piłkarski.
Problem jest z Marussią. Joe Saward twierdzi, że mają 105 mln $ budżetu. To wielkie pieniądze, jak na osiągane wyniki. Ale to jest możliwą liczbą. Biorąc pod uwagę fakt, że w 2011 roku stracili prawie 80 mln $. Marussia nie dostaje pieniędzy od FOM. Ma kilku sponsorów, ale to nie są znaczące kwoty. Pay-driverzy też wiele nie przynoszą. Zespół przynosi spore straty i jego przyszłość jest zagrożona. A Bernie nawet nie myśli o dzieleniu pieniędzy na 11 zespołów. Liczby dotyczące tego zespołu są najbardziej niepewne.
Może wreszcie czas na ograniczenie budżetów?
Wielokrotnie mówiono o wprowadzeniu limitów budżetowych. Nie przeszło to, chociaż budżety spadły w ostatnich latach. Ale wystarczy sobie porównać to ile wydają zespoły do ich formy. Bo jeżeli można wydać 100 mln $ i tracić około sekundę na okrążeniu do zespołu, który wydaje ponad 240 mln $, to widać że te sumy są bezsensu. Wprowadzeniu limitu na poziomie 150 mln $ rocznie z wyłączeniem pensji kierowców i kosztów marketingowych byłoby bardzo rozsądne. Dałoby się zejść niżej do poziomu 100 mln, ale suma 150 mln $ byłaby łatwiej przyswajalna przez krezusów. Bogaci nagle zaczęliby zarabiać niezłe pieniądze. F1 stała by się atrakcyjna dla inwestorów. Bo nie kojarzyłaby się już tylko z topieniem pieniędzy, a z zyskami. A mniejsze zespoły mogłyby spokojnie egzystować nie martwiąc się tym, że wyróżniający inżynier zostanie podkupiony wyższą pensją przez rywali. Ale nie ma co liczyć na taki scenariusz. Bernie płaci zbyt dużo bogatym, robiąc z nich jeszcze bogatszych. A ci wydają tyle ile mają. Ściągają największych sponsorów i dyktują warunki w F1. Max Mosley próbował wprowadzić limity budżetowe, ale to nie wypaliło. Ja chętnie zobaczyłbym F1 z mniej restrykcyjnymi przepisami technicznymi, ale z limitem wydatków. Wtedy wygrywałby najbardziej pomysłowy i zaradny zespół. A nie najbogatszy, jak prawie zawsze obecnie.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: