Poznaliśmy szczegóły limitu budżetowego jaki Liberty Media chce wprowadzić dla zespołów od 2021 roku. Jego zasady są o wiele mniej restrykcyjne od pierwotnych planów i ich wpływ na wyrównanie szans oraz dochodowość zespołów będzie minimalny.
Można było przez parę miesięcy liczyć na to, że Liberty Media twardo postawi na swoim i zaproponuje zespołom nowe reguły na zasadzie: przyjmujecie albo odchodzicie. Szczegóły na temat ograniczeń finansowych pokazują, że poszli na daleko idący kompromis. Początkowe propozycje były dość radykalne i w teorii doprowadziłby do wyrównania szans. Wiele zespołów także w tej nowej rzeczywistości przynosiłoby co roku konkretne zyski. Jednak presja największych stajni doprowadziła do zmiany propozycji i poluzowania limitu. Pisałem wcześniej na blogu, że nie wyobrażam sobie, że Mercedes i Ferrari będą w stanie wprowadzić takie cięcia, aby spełnić pierwotny limit. To sprawiłoby, że te zespoły miałyby duże problemy z normalnym funkcjonowaniem, bo ich obecne wydatki są tak duże. Wygląda na to, że to głównie te dwie stajnie doprowadziły do zmiany podejścia Liberty Media. Ostatnie wypowiedzi nowego prezesa koncernu Daimler, że chcą pozostać z zespołem fabrycznym w F1 do 2025 roku nie są przypadkowe. Nowe regulacje im pasują.
Propozycja limitu budżetowego dla zespołów F1 od 2021 roku
Wszystkie liczące się media związane z F1 podały takie same szczegóły nowego planu finansowego. Od 2021 roku roczny limit budżetowy ma wynieść 175 mln $. W tej kwocie nie będą zawierać się wydatki na silniki, pensje kierowców, najważniejszych dyrektorów, koszty marketingu, hospitality (wydatki na pomieszczenia gościnne na torach) oraz wszelkie koszty podróży i zakwaterowania związane z wyjazdami na wyścigi. Jak widać jest mnóstwo wykluczeń, co sprawia, że realne wydatki spokojnie będą mogły przekroczyć 300 mln $ w przypadku pewnych zespołów.
Serwis motorsport.com dodał, że ten plan został opracowany przez Nigela Kerra, eksperta od finansów, który pracował wcześniej razem z Rossem Brawnem w zespołach Honda, Brawn i Mercedes. Nowy limit ma obowiązywać na lata 2021-2025, a jego wartość będzie co roku korygowana o inflację. W 2020 roku zespoły będą mogły dobrowolnie poddać się monitoringowi wydatków (tylko testowo, bez żadnych kar), a od 2021 roku będzie to obowiązkowe. Zagadką są potencjalne kary za przekroczenie wydatków lub inne pomysły jak ten limit obejść. Te kary muszą być surowe, bo inaczej nie ma to sensu. Muszą także dotyczyć kwestii sportowych.
Przypominam, że pierwotnie planowano limit budżetowy na poziomie 150 mln $ z wyłączeniem pensji kierowców, kierownictwa i marketingu. Był też inny wariant z limitem na poziomie 135 mln $ z dodatkowym wyłączeniem kosztów zakupu silników – szacowanych na 15 mln $. Te propozycje były bardzo restrykcyjne. Teraz podniesiono ogólny limit i dodano kolejne wykluczenia. Według wcześniejszego planu dojście do takich limitów miało zająć około trzy lata, bo limit byłby wprowadzany stopniowo. Obecne plany zakładają wprowadzenie limitu od razu w pełnej formie.
Co proponowany limit oznacza w praktyce?
Sześć zespołów F1 w ogóle nie odczuje, że wprowadzono takie regulacje. McLaren będzie musiał wykonać drobne cięcia (ich budżet w tym roku podobno poszedł do góry), ale oni będą mogli część środków przeznaczyć np. na Indy 500, czy udział w Le Mans. Większe cięcia będzie musiał wykonać zespół Red Bull. Tutaj możemy się spodziewać, że część pracowników będą mogli oddelegować do Toro Rosso. Ich obie stajnie w takim scenariuszu miałyby bardziej zbliżone możliwości niż teraz. Toro Rosso już ma dział aerodynamiki przeniesiony do Wielkiej Brytanii, więc taka wymiana środków i pracowników będzie łatwa. Większe cięcia będą musiały wykonać tylko zespoły Mercedes i Ferrari. Także prawdopodobnie w tych przypadkach skończy się na większej współpracy z zespołami klienckimi. Ferrari już przekazało grupę pracowników do Alfy Romeo, a podobna współpraca w przyszłości się zacieśni.
Mercedes i Ferrari, tylko te dwa zespoły będą musiały zrobić coś istotnego, aby się dostosować do nowych warunków. Ich roczny budżet wynosi to obecnie 400-410 mln $. Bierzemy 175 mln $ podstawy plus 15 mln $ umownego kosztów zakupu silników i około 60 mln $ pensji kierowców (w tych stajniach są to najwyższe wartości). Robi się 250 mln $. Najwyżej płatni dyrektorzy zarabiają po kilka milionów (Adrian Newey jeśli wierzyć plotkom zarabiał więcej niż kierowcy, więc nie były to pojedyncze miliony), więc oszacujmy to ostrożnie na 10 mln $. Robi się 260 mln $. Pozostają koszty marketingu, podróży, hoteli, hospitality. To są rzeczy, które bardzo trudno oszacować. Zespoły mają wielkie motorhome’y, koszt ich obsługi jest wysoki, na tory jeździ wielu pracowników, robią także sporo imprez marketingowych (głównie Red Bull). Dlatego te koszty łącznie to będzie moim zdaniem przynajmniej 40 mln $. Z tych wyliczeń robi się 300 mln $.
Dwa największe zespoły będą musiały wykonać cięcia w okolicy 100 mln $ rocznie. Jest to bardzo duża wartość, ale moim zdaniem wykonalna. Po pierwsze mają zostać wprowadzone pewne standardowe elementy bolidów i ograniczenia techniczne, co naturalnie ograniczy koszty. Po drugie wykorzystają współpracę ze swoimi klienckimi zespołami. Po trzecie wrócą z częścią wydatków do poziomu sprzed trzech – czterech lat. Budżety bardzo wzrosły w ostatnim czasie, więc te stajnie będą musiały z pewnymi wydatkami cofnąć się do wcześniejszych lat. Moim zdaniem jest to wykonalne. Toto Wolff już powiedział mediom w ten weekend, że propozycje są w porządku, więc spokojnie sobie poradzą.
Skutki tych zmian będą takie, że małe stajnie realnie dalej będą mieć do dyspozycji około 130-150 mln $ rocznie tak jak obecnie, a czołówka grubo ponad 200 mln $, z możliwością przekroczenia poziomu 300 mln $. Czy wpłynie to na układ sił? Nie spodziewam się. Jedyne czego się spodziewam, to że Mercedes i Ferrari stracą część swojej przewagi, a takie stajnie jak McLaren czy Renault będą w stanie dorównać im z poziomem wydatków.
Podsumowanie
Rozmowy w sprawie tych propozycji są kontynuowane w Kanadzie, a ich formalne zatwierdzenie jest planowane na 14 czerwca przez Światową Radę Sportów Motorowych FIA. Wkrótce dowiemy się czy faktycznie tak to będzie wyglądać. Brak zatwierdzenia w podanym terminie utrudni sytuację, bo później wypracowanie kompromisu będzie trudniejsze.
P.S. Jakby tego było mało, to serwis Racefans donosi, że nowy system podziału pieniędzy zmieni się tylko nieznacznie. Pozostaną bonusy dla kilku zespołów, ale będą inaczej obliczane i powinny być nieco mniejsze. To jest już otwarta kapitulacja Liberty Media. Prawdopodobnie uprzywilejowane stajnie powiedziały, że bez bonusów odejdą, a oni się ugięli. Ferrari ma dodatkowo utrzymać prawo veta i dodatkowy bonus, ale mniejszy o połowę. Jeśli te informacje się potwierdzą, to zmiany finansowe będą mieć mikroskopijne skutki dla F1.
Zgłoszenie błędu w tekście
Zaznaczony tekst zostanie wysłany do naszych redaktorów: